Wiesz, fajnych masz rodziców, moi mieli takie samo podejście.
Tylko jaki ma związek początek yafuda na resztę? Bo sama pomyłka może się zdarzyć każdemu, ale niezależnie od podejścia rodziców, spodziewanie się, że będą pilnować dorosłego syna jest przesadą.
Rodzice mają Ci pilnować terminu egzaminu w czwartej technikum?
Niezłe masz życie towarzyskie skoro nikt do Ciebie nie zadzwonił przez 3 dni z pytaniem "dlaczego Cię nie było?".
Fejk jak nic. Przecież w szkole cały czas trąbili by o tym, nie możliwe jest żebyś nie wiedział. A nawet jeśli nie byłoby Cie to ktokolwiek ze szkoły zadzwoniłby do Ciebie lub rodziców. A wątpie w to, żeby rodzice Ci choć słowem nie wspomnieli, że jest egzamin.. I tak ważny w dodatku.
dokładnie, to fejk. a poza tym, sekretariat ma obowiązek każdemu przekazać informację o terminach ważnych egzaminów. ponadto każdy ma obowiązek podpisać deklarację ze zna termin egzaminu... wiem bo byłam w technikum.
@Senemedar a ty kim jesteś? Nauczycielem angielskiego? W najlepszym wypadku tłumaczem... O tych co poszli na europeistyki i inne pierdoły, to napisałeś. Ale nie wierzę, że żaden z tych co zakuwali nie poszedł na prawo, medycynę czy budownictwo. Zależy jakie kto ma priorytety.
Gdybyś się uczył to miałbyś lepsze wyniki na maturze, i mógłbyś iść na jakiś elitarny kierunek studiów, a nie pospolity szajs.
Medycyna, prawo, chemia i kierunki techniczne mają jednak jakieś wymagania. Z takimi wynikami nie miałeś szans się na nie dostać.
Senemadar a Ty za kogo się uważasz?? ze niby jesteś lepszy od innych .. żenada.
Senemedar, nie ma się co chwalić takimi wynikami, bo to żadna rewelacja. A studia pewnie płatne... Szkoda, że kwintesencją Twojej wypowiedzi nie była informacja o miejscu pracy, bo zasadniczo po filologii to się raczej w szkole uczy. Chyba, że jesteś jednym z tych, co wypowiedzi w miejscu pracy kończą: "czy do tego podać frytki?".
W pełni zgadzam się z Kotem z obrazka. Senemedar, myślisz, że jesteś taki chytry i cwany, bo udało Ci się prześliznąć przez liceum bez wysiłku, ze średnią gorzej niż mierną i ledwie przeciętnymi wynikami z matury? No to się ciesz, ale nie myśl, że nikt z tych, którzy sumiennie się przygotowywali, nie poszli później na kierunek, po którym będą zarabiać o wiele większe pieniądze niż Ty. Może chciałeś błysnąć geniuszem, że zdałeś rozszerzony angielski na 96%? Mój Boże, Mistrzu, wskaż mi życiową ścieżkę, bo ogrom Twej wiedzy zwalił mię z nóg! Rozszerzony angielski wcale nietrudno zdać z takim, jeśli nie lepszym rezultatem. A polski podstawowy i WOS? Proszę Cię... Gdybyś miał ambicje dostać się, dajmy na to, na medycynę, i kazaliby Ci osiągnąć górny pułap wyników w rozszerzonej biologii, chemii, a najlepiej jeszcze fizyce i zdołałbyś to zrobić - wtedy mógłbyś szpanować. Problem w tym, że nie ucząc się, za jasną cholerę by Ci się nie udało.
@Senemedar - skoro nauka, egzaminy i studia nie sprawiły Ci problemu mimo nauki, to znaczy, że mamy kolejnego geniusza, wybawiciela ludzkości na yafudzie.
w technikum nie trzeba się spinać.
Też mam takich rodziców. Tacy chyba są najlepsi. Mam oceny w miarę i zazwyczaj nie mam większych kłopotów ze szkołą, zaś kumple których rodzice pilnują mają po 7 zagrożeń, poprawki itp.
Rozszerzony angielski na maturze to banał i szczerze mówiąc 96% to żaden powód do dumy, bo kontakt z angielskim ma się już od przedszkola i podstawówki. Równie dobrze mógłbyś być z siebie dumny za zdanie za granicą egzaminu z j. polskiego z wynikiem 100%. Filologia angielska to też żaden powód do dumy jeśli chodzi o ukończenie, bo te studia są prościutkie. Ci, którzy zakuwali w liceum jak debile przede wszystkim ćwiczyli swoją pamięć, pozostałym jak widać wygładzały się w tym czasie zwoje mózgowe...
Wystarczyło napisać "3 dni temu miałem egzamin...dowiedziałem się o tym dzisiaj" THE END
poikop - niedawno się obroniłem, porozsyłałem CV do różnych szkół, za kilka dni idę na pierwszą rozmowę. Się zobaczy jak będzie.
kot - racja. Chciałem na medycynę ale nie ogarniałem chemii. Przez cała edukację na chemii zrobiliśmy dwa doświadczenia. Dwa! Przez 12 lat! Jak ktoś sam tego nie ogarnie albo zapłaci sobie za korepetycje, to w szkole niestety się tego nie nauczy, bo mamy taki a nie inny poziom nauczania i podejście nauczycieli.
Z debilami takimi jak Karasu nie będę dyskutował, bo dopowiadają, nadinterpretują i nie potrafią czytać ze zrozumieniem.. Nigdzie nie napisałem, że uważam się za geniusza. Nigdzie się nie chwaliłem swoimi wynikami z matury (po prostu napisałem) i nigdzie nie stwierdziłem, że to powód do dumy.
Nie miałem na myśli, że wiedza z liceum jest bezwartościowa. Jest bardzo cenna, ale po prostu ma bardzo nikłe zastosowanie praktyczne. No i nikogo nie obchodzi jakie kto miał oceny. Nigdy nie słyszałem o przypadku żeby pracodawca chciał zobaczyć świadectwo ukończenia liceum albo świadectwo maturalne.Edytowany: 2012:10:05 17:26:39
Tu nie chodzi o oceny z liceum. Prawda, pracodawca nie chce takiego świadectwa, ale zdaje sobie sprawę jakie oceny trzeba mieć żeby być na danej uczelni. i jeśli skończyłeś jakieś płatne byle co, to pracodawca "domyśli"się, że nie miałeś średniej 5,0.
A tak na marginesie, żeby uczyć w szkole nie trzeba skończyć podyplomówki pedagogicznej, albo jakiegoś kolegium nauczycielskiego?
Trzeba, zamierzam to zrobić. Póki co, chcę uczyć jako lektor w szkole językowej.
To i tak o dwa więcej niż my... U mnie chemia to była czysta teoria, kompletnie niezrozumiała, z czego większość uczyliśmy się na pamięć kompletnie nie wiedząc co to i do czego potrzebne.
Oceny faktycznie nie odzwierciedlają wiedzy. Są przypadki, że dwa sprawdziany dokładnie tak samo napisane są różnie oceniane. W referatach ocenionych na 5 można z kolei poczytać o krasnoludkach między mitozą i mejozą.
W dalszym ciągu jednak nie zgodzę się, że oceny nie mają znaczenia, a nauka nie jest potrzebna. Przez to właśnie zostaniesz poniewieranym przez dzieci nauczycielem, a nie szanowanym doktorem.
Idąc z kolei takim tokiem rozumowania jak Ty można dojść do wniosku, że wiedza ze szkoły nie jest potrzebna, a więc nie uczmy się niczego poza czytaniem, bo jak umiemy czytać to możemy sami zgłębiać wiedzę taką jaką chcemy. Tylko, że wtedy bylibyśmy społeczeństwem debili.
Matematyka: idziesz do sklepu, masz w portfelu 10 zł. Dzięki matematyce wiesz co możesz kupić i ile, oraz ile za to zapłacisz i ile powinieneś otrzymać reszty.
Język polski: bez niego nie pisalibyśmy tutaj.
Informatyka: bez niej z kolei nie wiedziałbyś jak włączyć komputer, jak używać klawiaturę, oraz jak korzystać z internetu.
Historia: dzięki niej wiesz w jakim państwie żyjesz, wiesz czemu jest tak, a nie inaczej.
Geografia: w razie kłopotów z pracą wiesz gdzie możesz wyjechać.
Biologia: nie wpadniesz z laską.
Fizyka: wiesz co się stanie gdy np. spadnie Ci kubek z kawą. Wiesz też, jak stawiać wspomniany kubek na stole.
WOS: podobnie jak historia, dzięki niemu wiesz czemu w naszym kraju jest tak a nie inaczej.
Technika: nie wiem jak u Was, ale moje pokolenie uczyło się jeszcze szyć, cerować, wyszywać i robić jedzenie. Przydatne, gdy nie masz laski.
Na koniec tylko jeszcze dodam, że patrząc na Twoje przedmioty maturalne wcale się nie dziwię, że poszedłeś na filologię angielską. Z takimi przedmiotami nie miałeś dużego wyboru, jednak wybrałeś dość mądrze. Ale, gdybyś się lepiej uczył i zdawał inne przedmioty: jakże to poszerzyłoby Twoje horyzonty. Przez olewanie nauki znacznie się ograniczyłeś. Sam, na własne życzenie, na całe życie.
W praktyce z tymi przedmiotami wygląda to trochę inaczej. Moim zdaniem.
Matematyka - dla "zwykłego"człowieka przydatne jest jedynie dodawanie, odejmowanie, mnożenie i dzielenie. Czasem jeszcze potęgi i pierwiastki, podstawy geometrii i podstawowe działania na ułamkach. Cała reszta powinna być tylko dla zainteresowanych. Do teraz mam w głowie trygonometrię, obliczanie delty i ciągi. Czekam na moment, kiedy mi się to przyda.
Polski - racja. Jednak jak czytam tu niektórych to mam wrażenie, że spali na tym przedmiocie. Co z tego, że ktoś chodził na polski skoro i tak pisze "wo gule"albo "przyszłem"? Nie zdziwiłbym się jakby większość tych analfabetów po których tu cisnę, miała z polskiego co najmniej czwórki. Czytają lektury, kują na pamięć, to i ocena jest. Ale co z tego? Lektury to osobny temat. Niezrozumiałego dla większości "Pana Tadeusza"wałkowaliśmy do bólu. Trzeba, bo epopeja narodowa. Ch*uj tam, że mało kto rozumie o co w tym w ogóle chodzi. A "Zbrodnia i kara", jedyna powieść psychologiczna w kanonie lektur, jedna z naprawdę niewielu lektur, która reprezentuje ogromną wartość intelektualną, została omówiona pobieżnie na jednej lekcji. Jeszcze pewien debil o końskim ryju chciał ją usunąć z kanonu lektur bo, jak twierdził, propaguje zabijanie. Ręce opadają...
Informatyka - przypuszczam, że w dzisiejszych czasach większość dzieciaków potrafi obsługiwać komputer zanim w ogóle pojawi im się ten przedmiot. Ale fakt, word i excel rzeczywiście bywa przydatny.
Historia - to mnie najbardziej wkur*wia. W podstawówce zaczęliśmy od starożytności i skończyliśmy na pierwszej wojnie światowej. W gimnazjum tak samo, tylko że bardziej szczegółowo. W liceum to samo, jeszcze bardziej szczegółowo. Cały łeb pełen faraonów, macedończyków i innych ciulów, a ani słowa o nazistach, Ruskich, drugiej wojnie światowej, Solidarności, PRL-u. Zero historii najnowszej.
Geografia - jeden z moich ulubionych przedmiotów w szkole, bardzo ciekawy. Wkurzało mnie tylko to, że czasami na siłę łączyli go z matematyką. Obliczanie wysokości górowania słońca do teraz mnie dręczy. Nie przydało mi się to nigdy.
Biologia - mój ulubiony przedmiot. Do teraz się nią interesuję. Właśnie dzięki biologii zainteresowałem się medycyną i chciałem się w tym kierunku rozwijać. Niestety chemia, a raczej jej ch*ujowe nauczanie, mnie skutecznie zatrzymało.
Fizyka - rzeczywiście przydatny przedmiot, bo z fizyką każdy ma styczność na co dzień, ale ten sam problem co w przypadku chemii - za dużo teorii, za mało praktyki.
WOS - tak, przydatny przedmiot. Przez rok studiowałem dziennikarstwo. Na zajęciach z politologii facet zapytał jaki organ sprawuje w Polsce władzę ustawodawczą. Na 30 osób wiedziałem tylko ja. Wszyscy skończyli szkoły średnie i każdy miał maturę. Jakim cudem?
Technika - też robiliśmy takie rzeczy, było spoko. Najlepiej było jak się robiło sałatki :) A oprócz tego nas dręczyli pismem technicznym na papierze milimetrowym.
Co do poszerzania horyzontów - robię to cały czas. Uczę się jednak tego co mnie interesuje i robię to z własnej woli a nie dlatego, że ktoś mnie do tego zmusza i potem mnie oceni. Taka nauka jest o wiele bardziej efektywna. Tak działa system edukacji w Finlandii i jest to najlepszy system na świecie.
PS: Bardzo się cieszę, że można z tobą podyskutować na poziomie i bez wyzwisk :)
Lubisz słowo "debil", co?
Moja tak zwana nadinterpretacja wzięła się jedynie stąd, że nazwałeś debilami tych, którzy pracowali w domu na oceny. Skoro oni są debilami, to musisz się, siłą rzeczy uważać za kogoś lepszego, ba, indywidualistę, który gwiżdże na naukę bo ma własną receptę na życie. Na tle tego, co dodałeś później, przedstawienie szerokiemu gronu swoich wyników z matury i dodatkowo opatrzenie ich uwagą, że NIC A NIC się nie uczyłeś, wyglądało jak przechwałki.
Trzeba się było bardziej do polskiego przyłożyć, wtedy może potrafiłbyś sformułować jednoznaczny komentarz, który nie pozostawia miejsca na takie interpretacje jak moja. No i może przy okazji wyciągnąłbyś na odrobinę więcej niż 63%.
Dobrze. Porozmawiajmy więc o tym finlandzkim systemie nauczania.
Kiedy dana osoba miałaby decydować o tym, czego chce się uczyć?
Przedszkole: każdy chce być strażakiem, policjantem, albo znanym kierowcą rajdowym - to u chłopców. Dziewczynki za to chcą być księżniczkami. Jakich przedmiotów mieliby się uczyć? Noszenia korony czy wycia jak syrena strażacka?
Podstawówka: niewiele się zmienia, tylko że dziewczynki chcą być gwiazdkami pop. Przedmioty: śpiew?
Gimnazjum (idiotyzm jak dla mnie): kim chce być młodzież w gimnazjum... Chłopcy: mistrzami świata w chlaniu, dziewczynki: mistrzyniami świata w "pierwszym razie"?
Szkoła średnia: chłopcy chcą "żondzić", chcą być kimś znaczącym, jednak sami nie wiedzą kim. Dziewczyny za to chcą być dziewczynami tych "ktosiów".
Jakich przedmiotów miałyby się uczyć te osoby? Wiem, że są jednostki inne, ambitne, chcące coś naprawdę osiągnąć w życiu, mające marzenia i aspiracje, ale większość (nie wszyscy) jest do niczego. Czego według Ciebie miałyby się uczyć te osoby do niczego?
Jaki wiek byłby odpowiedni do wyboru nauki przedmiotów, które nas interesują? I kto by o tym decydował? Dzieci czy rodzice?
A co dla osób, które się interesują całkowicie odmiennymi rzeczami? Biologia-socjologia? Matematyka-historia? Osoby monotematyczne miałyby łatwiej.
Ten system ma też wady. Warto o tym pamiętać. Nie twierdzę jednak, że to co ma miejsce w Polsce jest dobre. Uważam też, że nie trzeba winić tylko systemu edukacji, a samych nauczycieli, bo to właśnie oni sprawiają, że czegoś chcemy się uczyć, a czegoś nienawidzimy. I to oni decydują o tym jaką wiedzę nam przekazują i w jaki sposób.
(Faktycznie, jak tak to napisałeś o tych przedmiotach to nie brzmi zachęcająco, ale pamiętaj, że dzięki temu możesz rozwiązywać krzyżówki:))
Senemedar, jeśli chodzi o polski to się zgadzam z Tobą, ja miałam takiego nauczyciela, który całą pierwszą klasę liceum wałkował z nami "Bogurodzicę', bo - i tu cytat: "to jest pieśń nad pieśniami i z pewnością będzie na maturze".
Co do historii też się zgadzam.
A co do fizyki - ja miałam genialnego nauczyciela, w prawdzie też była sama teoria, ale uczona w taki sposób, że można było uświadomić sobie, że faktycznie fizyka mimowolnie wykorzystywana jest w życiu.
Właśnie problem w szkołach polega na tym, że często różne przedmioty są uczone nieciekawie i od nowa (jak wspomniana historia), ale myślę, że dzisiejsi uczniowie żyją w takich czasach, że często dla nich ujmą jest się dobrze uczyć i dlatego nauczyciele też do tego podchodzą inaczej. Mało jest szkół w których są kółka zainteresowań, czy jakieś dodatkowe przedmioty.
Jednak uważam, że póki można i ma się czas i warunki, powinno się uczyć jak najlepiej i zdobywać najlepsze oceny, bo to zadecyduje w późniejszym życiu.
Karasu - to, że nie zrozumiałeś mojego komentarza nie oznacza, że został on źle sformułowany. Ja nie rozumiem teorii względności Einsteina. Oznacza to, że została ona źle sformułowana?
Kot - faktycznie jest tak jak mówisz, ale Finowie jednak znaleźli na to sposób, skoro ich system został uznany za najlepszy na świecie. Czyli jednak się da.
Ależ w pełni zrozumiałam Twój komentarz. Jedynie złośliwie przyczepiłam się do faktu, w jaki został on sformułowany. Kiedy kogoś obrażasz, choćby nie personalnie, ale odnosząc się do większej grupy ludzi (w tym wypadku - do uczących się systematycznie), musisz liczyć się z tym, że ktoś, kto poczuł się dotknięty, odpowie w podobnym, jeśli nie bardziej zjadliwym tonie. Naprawdę oczekujesz spokojnej, kulturalnej wymiany zdań, kiedy na wstępie nazwałeś kogoś debilem?
A jak już brniemy w temat, to teoria względności Einsteina jest sprawą ścisłą, nie podlegającą takiej samej interpretacji jak na przykład czyjś komentarz (tekstem literackim nie śmiem tego nazywać), mogący zawierać wszelakie sugestie i niuanse świadczące mniej lub bardziej o intencjach piszącego. I, tak w ogóle, powiedz mi raz jeszcze, że się nie wywyższasz, kiedy porównujesz swoje wypociny do teorii naukowej wyżej wymienionego pana.
*do sposobu, jaki został on sformułowany.
Przysypiam chyba.
Nie wiem po co ten wstęp
Chyba jednak nie zrozumiałeś... Nie napisałem o ludziach uczących się systematycznie, tylko o "zakuwających po całych dniach."Czyli takich, którzy siedzieli w domach, nie wychodzili, nie mieli życia towarzyskiego i tylko zakuwali. Zazwyczaj kuli na pamięć i nie rozumieli tego, czego się "uczą". Przykład: Biologia, mieliśmy coś o genetyce, babka powiedziała że dla chętnych na ocenę 6 można się nauczyć tego bardzo szczegółowo. No i jedna panna postanowiła się tego nauczyć. "Puryna zmienia się piramidynę, uracyl zmienia się w coś tam", itd. Przed lekcją powtarzała to w kółko jak wiersz. Ktoś zapytał "A wiesz o co w tym chodzi?"Nie wiedziała. Przed nauczycielką powiedziała to z pamięci, jednym tonem, bez żadnego przekonania o tym, co mówiła. Dostała 6. Nie była to jednak ocena za znajomość biologii, tylko za bezmyślne wykucie czegoś na pamięć. Nic nie warta ocena. Dlatego uważam, że miałem prawo nazwać ludzi takich jak ona debilami i nie obraziłem przy tym ludzi, którzy uczą się normalnie.
Ja nie rozumiem, czego można nie rozumieć w Panu Tadeuszu? I my przez 2 tygodnie przerabialiśmy Zbrodnię i Karę, aż osobiście tym rzygałam. Matematyki w szkole nienawidziłam, sprawiała mi ogromne problemy, a przemoc psychiczna ( a czasem i fizyczna) jaką zastosowali nauczyciele tego przedmiotu, skutecznie zniechęciła mnie do polubienia tego przedmiotu, który był dla mnie torturą całe życie. Fizyka, bardzo ciekawy przedmiot. Gorzej tylko, że znałam od cholery teorii a nie potrafiłam wyliczyć prostych rzeczy, bo nie znaliśmy wzorów. Nasz nauczyciel w liceum tego nie praktykował. A w podstawówce więcej nie miałam tej fizyki niż miałam.
Biologia i chemia to mój konik i całkowite uwielbienie. Mogłabym pośród aksonów, alleli czy budowach roślin siedzieć cały dzień.
Historia - moja pierwsza miłość. Wiedza ponadszkolna, wygrywane konkursy wojewódzkie, krajowy, olimpiady. Matura na 100% rozszerzona. A ocena z tego przedmiotu na świadectwie: 3.
Nauczyciel mnie nienawidził. Kilka razy go poprawiałam i zazwyczaj banalną ( w moim przekonaniu) wiedzę znałam tylko ja.
Geografia przedmiot możliwe, że ciekawy, ale nie dano mi poznać jego piękna. Na lekcji ciekawsze było słuchanie dukania i 'zacinków' nauczyciela niż to co mówi o temacie.
Polski system nauczania jest do kitu. Mój bratanek kończąc 2 klase liceum wiedział jakie rzeki przepływają przez Kambodże i Mozambik, wiedział, jakie gleby występują w Bułgarii, ale nie wiedział w jakim klimacie leży Polska. Przykładów jego wiedzy szkolnej, a przydatnej brak jest znacznie więcej. I co gorsze - tak jest z każdym. Uczy się w szkole, nie tego co mu się przyda.
Senemedar, polemizujesz z kobieta - w postach Karasu wyraznie pojawia sie w czasownikach forma stosowana przez kobiet - "zrozumialAm", "przyczepilAm". Skoro piszesz sam o rozumieniu komentarzy, wypadaloby, abys i Ty rowniez przykladal sie do czytania wiadomosci innych;)
Nie odbieraj tego prosze jako atak personalny na siebie, po prostu mnie sama denerwuje praktykowane prez wielu uzytkownikow internetu zwracanie sie do wszystkich jak do facetow;)
Co do nauki... owszem, oceny bezposrednio nic nie daja, ale jesli ktos uczy sie i pracuje na oceny, ma szanse na ukonczenie studiow z wyroznieniem. A to mozna juz wpisac w CV i to sie liczy, nie uwazasz? Podobnie jak w rubryczce "osiagnecia"liczne stypendia i nagrody za konkursy, z ocenami sie wiazace.
No niestety.
Zgodze sie natomiast, ze nauka wszystkiego na wszystkich przedmiotach jest troszke bezsensowna, jednakze dzieki temu uczen ma szanse poznac ogrom mozliwosci, sposrod ktorych ma wybor.
Ponadto pewne na pewne sprawy pasuje miec pojecie. Kim byl Slowacki, kim Mieszko I, Bach, kiedy powstalo nasze panstwo. Nie twierdze, ze kazdego musi interesowac, jaki byl ulubiony kolor Mickiewicza, ale kim on sam byl - pasowaloby juz wiedziec. A gdyby nie szkola, nie kazdy by wiedzial (choc w sumie nadal nie kazdy wie, mimo tych kilkunastu lat w szkolnej lawie..).
Przyznam Ci racja takze z tym, ze program nauczania jest u nas tragiczny. Na historii za kazdym razem to samo... Ale z drugiej strony nie czarujmy sie - jesli kogos historia najnowsza interesowala, sam szukal informacji. Natomast jesli mial nauke gleboko gdzies, to z tej starozytnosci nieszczesnej, ktora byla walkowana wielokrotnie, tez wiele nie wie;/
Proponowany przez Ciebie system finlandzki jest okej, ale w momencie, gdy wiesz, sposrod czego mozesz wyberac, generalnie u nas wcale nie jest inaczej - tyle,ze na poczatku poznajesz wiele rzeczy, masz wieksze spektrum wyboru. A i potem wieksza wiedze ogolna.;)
Natomiast to, ze ktos wolal sie uczyc i wiecej czytal ksiazek, niz imprezowal wcale nie znaczy, ze jest nudny i nie ma zycia towarzyskiego, ani tez, ze ne rozumie, czego sie uczyl. Moze ma inne priorytety, moze po prostu nie interesuja go balangi z leserami, a czas spedza w przyjemnejszy dla nego sposob. Skad wiesz, czy w domu nie spotykal sie ze swoimi znajomymi? Kogos interesuja zagadki logiczne i literatura, a kogos imprezy.
Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka, bo niektorzy faktycznie zakuwali bezmyslnie, ale innych po prostu to interesowalo, a takze mysleli o przyszlosci, a nie zabawie i terazniejszosci.
Aha, ZonoSmutasa - nie obraz sie, ale Twoj bratanek po prostu zapamietywal wybiorczo albo ma slaba pamiec.
Strefy klimatyczne na geografii przerabiane sa wielokrotnie...
To nieprawda, że osoby z płatnych uczelni są gorzej postrzegane. Dla przykładu kierunek, który jest tylko na 4 uczelniach w całej Polsce, w tym na jednej prywatnej właśnie która zatrudnia kadrę z najlepszych polskich uniwersytetów, tych na które ciężko się dostać i ukończenie ich jest prestiżowe.
Ktoś napisał, że szkoła musi informować o egzaminach. Nie, szkoła musi udostępnić informację o nich a uczeń sam powinien się zainteresować co i kiedy zdaje.
Współczuję sytuacji, nie wiem jak to jest w technikum ale mam nadzieję, że wyszedłeś z tego obronną ręką i jednak zdałeś w jakimś drugim terminie.:)
Skoro chodziłeś do technikum to rzeczywiście się nie spinałeś. Tam żeby się dostać wystarczy złożyć papiery i już jesteś. Nie masz czym się chwalić, jesteś zwyczajnym osobnikiem z technikum, reprezentujesz poziom tych szkół i tyle. Dno i 3 metry mułu.
Odezwała się osoba, która skończyła liceum ogólnokształcące. A wiesz, że co jest do wszystkiego, to jest do niczego?
Poza tym skąd wiesz, jakie są warunki przyjmowania do techników? Składałaś tam papiery? :)
Ale pomyślmy przez chwilę racjonalnie: kończąc liceum, nie masz nic. Jesteś... osobą która skończyła ogólniak. Ogólniak niczego nie uczy.
Kończąc z kolei technikum masz zawód. Masz to samo co po liceum, plus zawód. Punkt dla osób robiących technikum. Są większe szanse na znalezienie pracy, bo nie każdy może sobie pozwolić na studia, które opłaci mamusia :)
Dodam też, że może i do technikum jest się łatwo dostać, ale ciężko jest się utrzymać. Oprócz przedmiotów ogólnych są jeszcze przedmioty zawodowe. Nie to co w ogólniaku. Taa... Technikum nie jest dla każdego. Z kolei ogólniak w dzisiejszych czasach nic nie znaczy :)
A teraz zamilcz kobieto, bo ludzie pomyślą, że wszyscy którzy skończyli ogólniak są takimi skończonymi dupkami jak Ty, a ja nie życzę sobie, żeby tak o mnie myśleli.
Tak, skończyłam jedno z najlepszych liceów, ale nigdy nie zniżyłabym się do złożenia papierów do technikum. Ja akurat wiedziałam, że pójdę na studia (żal Ci tyłek ściska, że niektórym rodzice opłacają naukę?).
A ja nie życzę sobie żeby ktoś taki ja Ty mówił mi co mam robić, za nisko na drabinie społecznej stoisz. I wątpię, żeby ludzie w ogóle cokolwiek o Tobie myśleli.
Żal ma mi dupę ściskać, bo byłaś (będziesz) 5 lat darmozjadem trzymającym się spódniczki mamusi? :)
Skończyłaś jedną z lepszych szkół i nie wiesz, że nie zaczyna się zdania od "ja"? :)
Widzisz, tak się składa, że ja również skończyłam nie najgorszą szkołę, również poszłam na studia, i chyba nauczyłam się na nich trochę więcej niż Ty. Wiem przynajmniej, że nie ocenia się ludzi zupełnie ich nie znając.
Drabina społeczna? Nie wiesz na jakim szczeblu jestem, i raczej się nie dowiesz. Nie jestem jednak aż tak żałosna, żeby się tym chwalić :)
Podsumowując: osoby po technikum również mogą iść na studia. Wtedy mają dyplom technika, zawód, plus skończoną uczelnię. W dalszym ciągu więcej niż Ty :)
Z kolei osoby studiujące niestacjonarnie od razu są na wygranej pozycji: po skończeniu studiów mają doświadczenie. Student studiów stacjonarnych może o tym pomarzyć.
Są plusy i minusy, nie przeczę. Jednak na Twoim miejscu nie oceniałabym czegoś, o czym nie masz zielonego pojęcia.
Ojjj, Kasia ale jej pocisłaś... Dawno Cię nie było, a szkoda!
Twój post mnie rozbawił, nie wiem w jakiej szkole z Koziej Wólki się uczyłaś, ale nie nauczyli Cię nawet czytania ze zrozumieniem i uważnego czytania.
A spódniczki mamusi się nie muszę trzymać mimo wszystko, ale możesz myśleć, że jestem darmozjadem ponieważ nie pracuję tak jak polscy studenci na zmywaku albo innej szmacie (dlatego pewnie tak Cię to wkurza, że Ty musiałaś a niektórzy nie muszą).
Żałosne jest Twoje przekonanie o wyższości uczniów z technikum i Twoje wysokie mniemanie i sobie.
No, jakaś Ty mądra, wiesz nawet gdzie pracuję... Co jeszcze mi o mnie powiesz? Z chęcią się dowiem nowych rzeczy na swój temat. To takie... klasyczne, tradycyjne. Jak te stare babcie stojące pod sklepem i plotkujące o wszystkich. Ty robisz dokładnie to samo: nic o mnie nie wiesz, a oceniasz:)
P.S. Czytanie ze zrozumieniem jest równoznaczne z uważnym czytaniem, wielka pani specjalistko po ogólniaku :)
Kasia;
jak jej braknie argumentów to zacznie wyzywać Cię od... Ja już się dowiedziałam, że jestem szmatą, ruską ścierką że pominę te delikatniejsze epitety. Już się przyzwyczaiłam, ale co ciekawe że pisze że nikt o niej nic nie wie, a sama ludziom wmawia. Jak komuś lepiej to ją jakaś cholera bierze...
Lilianno, nie jestem zazdrosna o to, że komuś jest lepiej. Nie o to chodzi. Myślałam, że skoro tyle razy Ci to powtórzyłam to w końcu zrozumiałaś.
Chodzi o to, że osoba, która ma lepiej nie ma prawa poniżać, obrażać, znieważać tych co mają gorzej.
A, i jak już skarżysz, to mów wszystko, całą prawdę, po kolei, a nie tylko te kwestie, które są Ci na rękę :) Pamiętaj, że to nie ja zaczęłam :)
Kot;
oj zaczełaś! Ja tam nikogo z komentujących nie zaczepiam w 99%. Komentuję głupie fejki - historie które nigdy nie miały miejsca, przecież na kilometr da się wyczuć że ktoś se żarty robi, w dodatku dzieciarnia jakaś.
Poza tym strasznie ciekawi mnie (już kiedyś miałam zapytać), dlaczego nie czepiasz się innych? Przecież tu pełno takich co w słowie nie przebierają. A ja tam nikogo od kurv i dzivek nie wyzywam.
Nawet rzadko, b. rzadko na błędy zwracam uwagę, choć to przydatne, bo małolat się choć trochę nauczy. Poza tym to nie portal polonistów polskich...
Jak komuś napiszę ty jełopie, bo yafud do dupy, bo jest do dupy - to nie jest obraźliwe. A jak napiszę co myślę, tak po ludzku, bo takie jest moje zdanie - to jest obraźliwe? Niby czemu?
Oj Lilciu, skarbie kochany...
Obrażasz ludzi w prawie każdej wypowiedzi. Jesteś w tym niezrównana, nie do pokonania. Nie wiem czy można to uznać za powód do dumy.
Powiem tak: rozmowa zatacza koło. Ciągle piszemy o tym samym, do Ciebie nic nie dociera, niczego się nie uczysz, dalej robisz to co robisz.
Mam dość powtarzania w kółko tych samych rzeczy. To jest monotonne i nudne. I bezsensowne, bo jak wspomniałam: do Ciebie nic nie dociera.
Rób sobie co chcesz, ja pasuję. Rozmowa z kimś takim jak Ty nie ma sensu, co podkreślałam wielokrotnie (Ty również), jednak to ja to zakończę.
Nie będę już komentować żadnych Twoich wypowiedzi, chyba że zwrócisz się do mnie po imieniu.
Z całego serca życzę Ci, żebyś zmądrzała. Naprawdę. Im mniej takich ludzi jak Ty, tym lepiej będzie się nam wszystkim żyło.
Na koniec tylko dodam, że dużo gadasz, ale nie działasz. Jesteś mocna w gębie, ale to tylko słowa (brak odpowiedzi na pytania, brak przelewu na leczenie, brak pozwu:))
Miłej zabawy,
Kot z obrazka
P.S. Jak możesz komuś zwracać uwagę, że robi błędy, skoro sama je robisz?
Kocur hipokryta! Sam obraża ludzi, których w ogóle nie zna, ale do innych ma pretensje...
Naprawde, nie znudzilo wam sie jeszcze?
O technikum słyszałam, przynajmniej o jednym, że nie cisną z normalnych przedmiotów ale dodatkowa praktyka zawodowa jest wymagająca. Po technikum normalnie można iść na studia a do tego od razu zacząć pracę inną niż kelnerka barowa czy "może frytki do tego?". Więc technikum jest lepsze.
Ktoś napisał, że nie wiedział o terminie egzaminów, a rozgorzała dyskusja na temat pozycji społecznych i edukacji. Wychowując dzieci, zajmując się domem potrzebna jest mi wiedza z zakresu matematyki, chemii, biologii, fizyki, geografii, historii, oczywiście języka polskiego i innych przedmiotów o których nie wspomniałam. Uzupełnię wypowiedź Kota z obrazka. Mam akwarium trzysta litrów: chemia - parametry wody, rośliny i zwierzęta - biologia, sprzęt - fizyka, stosowanie preparatów - matematyka. Kuchnia i łazienka - chemia i matematyka. Ogród - chemia, biologia, fizyka, matematyka (w szczególności geometria). Poza tym dobrze jest znać odpowiedź na dziecięce pytania typu dlaczego woda jest mokra. Chociaż podstawówka i gimnazjum to szkoły obowiązkowe, to naprawdę nikt nikogo do nauki nie zmusza. Jaki jest sens chodzić później do szkoły mając średnią 2,8? Testy to tylko bezosobowe numerki i nie ma tam miejsca dla ludzi ich uzdolnień czy talentów. Odnośnie relacji między nauczycielami, uczniami i rodzicami forumowiczom (i nie tylko) polecam do przeczytania książkę "Serce"Amicisa. Dziękuję.
rkpw nie obrażam się i nie wnikam jaką miał pamięć, ale wcale by mni nie zdziwiło, jakby o tym nie wspominano albo on nie pamiętał. Chłopak umiał wyliczyć jakieś tam ciągi i rachunek prawdopodobieństwa, ale miał problem z wyliczeniem podatku :P
Doskonale znał jakieś pierdoły o ulubionym kolorze, miejscach podróży i urodzenia wielu polskich pisarzy, jednak ogromny problem sprawiało mu poprawne pisanie po polsku. Błędy gramatyczne, ortograficzne. Znał dzieła Courbeta, Friedricha, widział gdzie zastosowany światłocień, sprawia wrażenie, dodatkowej warstwy akwamaryny, ale nie wiedział, kiedy była ostatnia wystawa Matejki w Zachęcie.
W szkołach uczą za dużo. I nie uczą niczego przydatnego w życiu. Ale fakt miło jest wiedzieć wiele rzeczy jakich dowiedzieliśmy się w szkole. Ja np. przypadkiem dowiedziałam się, że rząd polski w czasie wojny uciekł z kraju. A żaden nauczyciel ani podręcznik jakim się posługiwałam o tym nie wspominał. A właściwie chodziłam już do liceum w wolnej demokratycznej Polsce.Edytowany: 2012:10:06 21:31:33
@Kot_z_obrazka "Wiem przynajmniej, że nie ocenia się ludzi zupełnie ich nie znając". Lilianny nie znasz a ciągle ją obrażasz- hipokrytka.
Nie komentuje często yafudów bo zwykle się przyglądam i naprawdę bardziej bawią mnie komentarze niż same historie. Autor napisał, że zapomniał o egzaminie. No cóż, roztargniony jest albo cholera go wie. W szkołach przecież informuja o ważnych egzaminach. I to nie tylko sekretariat się tym zajmuje ale przecież nauczyciele cały czas o nich przypominają. Za to nie wydaje mi się, że wiele ma tu do znaczenia to do jakiej chodzi się szkoły. A tu proszę, dyskusja na temat która szkoła jest najlepsza, kto jest na jakim poziomie drabiny społecznej.
Czasem myślę, że z tych komentarzy pod yafudami można byłoby stworzyć odrębną historię, która miałaby swoje miejsce w odrzutach, chyba tam pasowałaby najlepiej.Edytowany: 2012:10:07 07:52:26
Masz rację. Rozgorzała dyskusja na bezsensowny temat. Wszyscy twierdzicie, że sekretariat przypomina o egzaminach, że nauczyciele przypominają...
Rok szkolny kończy się w okolicach kwietnia/maja.
Matura: maj/czerwiec.
Egzamin zawodowy: czerwiec/lipiec.
Czy u Was nauczyciele chodzą od domu do domu w czasie wakacji i przypominają o egzaminach? Jeśli tak: to fajnych macie nauczycieli :)
Miłego dnia wszystkim, którzy nie orientują się w temacie, a mimo to mają wiele do powiedzenia.
Roz gorzała, a roz piwo...
@Kot_z_obrazka Jestem po maturze kilka lat i pamiętam, że o egzaminach przypominano. Jeśli nie sekretariat i nauczyciele to wywieszone listy które informowały kiedy, gdzie i jaki jest egzamin. Także nawet jak ktoś nie był pewien, to mógł przyjść w maju, czerwcu i zobaczyć kiedy ma egzamin. Tak przynajmniej było u mnie.
No tak. Matura jest kilka dni po zakończeniu roku szkolnego, nie sposób o niej zapomnieć, zwłaszcza, że przypominają nam o niej od I klasy liceum i jest najważniejszym egzaminem, egzaminem dojrzałości (kiedyś była najważniejszym, teraz się to trochę zmieniło).
Egzamin zawodowy jest po maturze, od miesiąca do dwóch po zakończeniu roku szkolnego.
Siedząc w domu, będąc pod takim stresem jakim jest matura można zapomnieć o terminach egzaminu zawodowego.
Nie wnikam, czemu to zrobił autor, jednak najwidoczniej zapomniał, nie poszedł do szkoły żeby poczytać wywieszki, ale na litość boską, nie mogli mu o tym przypomnieć ani nauczyciele, ani sekretariat, bo go najzwyczajniej w świecie nie było w szkole. Właściwie, nie musiał iść nawet do szkoły, bo informacje o egzaminach są na stronie OKE i CKE.
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
olemdzi [YAFUD.pl] | 05 Października, 2012 11:13
Rodzice mają Ci pilnować terminu egzaminu w czwartej technikum?