Wcale nie musiala robic imprezy, zeby uskutecznic w sumie fajny pomysl;)
Nie wiem czy zabranianie organizacji imprezy w czasie tygodniowej nieobecności jest bardziej naiwne czy żałosne. Wiadomo, że jak nastolatek prowadzi jakiekolwiek życie towarzyskie to COŚ zorganizuje. Lepiej ustalić co i pogadać o tym jak ma to zrobić, żeby policja, straż pożarna ani karetka nie musiały odwiedzać mieszkania niż zabronić i uważać się za dobrego rodzica...
Cwana bestia a wy naiwni.
Dokładnie. Popadanie w skrajności nigdy nie jest dobre
Nie każdy nastolatek jest niedorobionym alkoholikiem, ja na przykład nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. Jak rodzice coś mówią, to tak ma być i koniec, w końcu to ich dom i własność. Gówniara cieszyła się zaufaniem rodziców i wszystko spieprzyła dla jakiejś balangi i rozrywki dla paru pryszczatych nastolatków. Na ich miejscu po takiej akcji pokazałabym szczeniakowi, gdzie jest jej miejsce w szeregu.
@Czarna tobie pewnie rodzice też pokazali gdzie jest twoje miejsce w szeregu na samym końcu, głowa w dół i na wszystko się zgadzać. Każdy normalny człowiek czy dziecko czy dorosły ma znajomych bo jak ich nie ma to ma problem, a jak rodzice zabraniają dziecku mieć znajomych to jeszcze większy problem i poje*ani rodzice
Mieć znajomych nikt nie zabrania, zabroniona była impreza! Popieram Czarną
Lepiej zakazać dzieciakowi imprezy, żeby potem z czystym sumieniem wlepić mu karę :D
ALE! Jeżeli dom nie był podejrzanie czysty, to dziewczyna mogła tej imprezy jednak nie robić.
ALE! Jeśli nawet zrobiła, ale tak ładnie posprzątała po sobie i nie widać np. ubytków w barku, to można udać, że się nic nie wie, a następnym razem popuścić latorośli pasa :D
Jednak lepiej dziecku zakazać imprezę, żeby dwa razy pomyślało, zanim chatę puści z dymem - większość nastolatków nie docenia pracy, którą ktoś w coś włożył, zniszczy telewizor - oj tam, rodzice odkupią. Pewnie nawet nie pomyśli, że wypadałoby odpracować - no bo jak to? Ja się jeszcze uczę, gdzie mam zarobić? Przepraszam powinno co najwyżej wystarczyć. Itd. itp.
Ciekawa jestem, co teraz zrobi autor... Bo sam sobie na własne życzenie odebrał możliwość sensownego manewru. Ukarze? To nauczy tylko tego, że na przyszłość dziewczyna musi lepiej posprzątać i nie dać się złapać. Nie ukarze? To nauczy, że jego słowo niewarte jest funta kłaków.
Tacy ludzie, jak autor chyba po prostu bardzo, ale to bardzo lubią być okłamywani...
Ale mimo wszystko lepiej jak dziecko wie, ze rodzice na cos nie pozwalaja i tego nie akceptuja. Zawsze to bedzie mialo z tylu glowy. Nawet jak bedzie klamac, a bedzie, to bedzie miala hamulce, zeby np nie wrocic pijana do domu. Dziecko, ktore wie ze moze wszystko i ze nie poniesie zadnych konsekwencji, zwykle slabo konczy - ciaza w mlodym wieku, slabe wyksztalcenie, albo zostanie ojcem w mlodym wieku. Lepiej zeby dziecko znalo zasady i rodzice wyciagali konsekwencje, niz zeby moglo robic co chce, bez konsekwencji.
Nie do końca się z tym zgadzam. Moja mama do pewnego momentu czepiała się tego, że piję, więc zamiast normalnie wrócić do domu, to czekałam, aż trochę wytrzeźwieję, wymyślałam różne wymówki, dlaczego nie może po mnie przyjechać albo po prostu nie odbierałam telefonu, żeby tego nie usłyszała. Kiedy już jej przeszło i przestała mi robić z tego powodu problemy, to i ja zaczęłam zachowywać się rozsądniej, bo nie musiałam kłamać, szlajać się i kombinować i mama się nie martwiła, bo zawsze wiedziała gdzie i z kim jestem i w każdej chwili mogła do mnie zadzwonić :)
Wiem. Ja robilam podobnie. Ale czy gdyby nam rodzice tego nie zabraniali i innych rzeczy, jako dzieci, to czy nie pilybysmy wiecej (bo mozna) albo nie robilybysmy innych glupich rzeczy, ktore moglyby miec dla nas konsekwencje zdrowotne, albo wczesna ciaza? Wychowanie wiele daje mimo wszystko. Charakter dziecka swoja droga, ale dziecko ma jeszcze nieuksztaltowana osobowosc i nie potrafi tak przewidywac skutkow jak dorosly.
To zależy od dziecka. Jednak pozwalając na takie zachowanie w pewnych granicach można dziecko nauczyć odpowiedzialnego postępowania, a nie tylko unikania odpowiedzialności, co całe lepszą perspektywę na okres poza władzą rodziców, aka. Dorosłe życie
Nie musieli mi pokazywać, ja nie jestem amebą umysłową, żeby nie widzieć hierarchii w stadzie. Nie na wszystko się zgadzałam, ale nie wywijałam numerów, typu narażanie rodziców na straty. Te durne nastolatki mogły zdemolować mieszkanie albo chociaż coś uszkodzić, poza tym gówniara nie ma po co sięgać po alkohol. Ja spróbowałam alkoholu po 18-tych urodzinach, lampka wina u cioci na imieninach, potem kilka innych win po jednej lampce, oczywiście wszystko rozłożone w czasie i od około 19-go roku życia nie tykam alkoholu, bo nie rozumiem czemu miałoby to służyć. Spróbowałam, ok, syf i tyle, nie tykam, nie mówiąc juz o fakcie, że może być niebezpieczny. Nie rozumiem skąd wysnuwasz wniosek, że nie mam znajomych. Mam, ale nie uczestniczę w żadnych imprezach, wolę normalne spotkania. U mnie rodzice w sumie niczego mi nie zabraniali, jak zaczął się okres 18-tek i musiałam "bywać", to mama pytała czy wrócę dzisiaj czy jutro. W ch.j zabranianie czegokolwiek. Rodzice nawet mnie czasem namawiali, żebym gdzieś poszła, ale to nie dla mnie.
Nie no, ja nie twierdzę, że dziecko, czy nastolatka trzeba puścić samopas i mieć w dupie ;) Oczywiście, że wychowanie jest bardzo ważne i jakieś zasady powinny być. Jednak jeśli chodzi już o ten etap, kiedy zaczyna się pić i chodzić na imprezy, to uważam, że zabranianie przynosi dużo więcej szkody, niż pożytku. Ja osobiście wolałabym odebrać takiego pijanego nastolatka z imprezy, czy pozwolić zrobić ją w domu, niż żeby miał się szlajać niewiadomo gdzie, w niewiadomo jakim stanie.
Alkohol nie jest dla dzieci.
Lampka wina, kufel piwa czy toast szampanem potrafi rozluźnić bez efektu "fazy". Jako 18-sto latka to Ty o alkoholu wiedziałaś tyle co dzisiejsza gimbaza o seksie. Oczywiście twój wybór, że nie pijesz i nic mi do tego ale nazywaniem alkoholu syfem wydaje mi się za mocnym słowem, jak na kogoś kto w życiu pił raptem wina (zgaduje - średniej półki ). Do wszystkiego trzeba dojrzeć.
Nie no, jasne, że nie można pozwalać dzieciakowi na wszystko, bo wyrośnie z niego degenerat, ale z drugiej strony dawanie zakazów z rodzaju "nie, bo nie"też rozsądne nie jest. Każdy wie, że nastolatka zostawiona na tydzień pewnie zaprosi jakiś znajomych. To, czy jej tego zakarzemy, niczego nie zmieni. Znacznie lepiej było po prostu ustalić jakieś zasady i pozwolić na to spotkanie. To jest tak samo, jak z alkoholem, czy seksem. Wszyscy wiedzą, że nastolatki będą tego próbować i w takim przypadku podejście typu "zakazuje ci i daj mi spokój"może tylko zaszkodzić. Bo zakaz sam niczego nie nie tłumaczy, nie przedstawia konsekwencji danych czynów. Taki zakaz to tylko zrzucenie z siebie odpowiedzialności za tłumaczenie i próba umycia rąk, bo "przecież mu zakazałem".
A przed chwilą napisałaś, że sama robiłaś podobnie ;) Nie wiem, czy mówimy o takim samym przedziale wiekowym, ale te "dzieci"od zawsze alkoholu próbowały i próbować będą i żadne zakazy (poza zamknięciem na klucz w domu) tego nie zmienią. Dlatego uważam, że lepiej podejść do tego rozsądnie, wyznaczyć jakieś zasady, które dziecko zaakceptuje, a nie zakazywać wszystkiego, bo to doprowadzi tylko do tego, że ten nastolatek będzie się chował, kombinował i kłamał, co przysporzy rodzicom tylko więcej zmartwień.
Owszem robilam, ale wiedzialam ze rodzice mi na to nie pozwalaja i dzieki temu, pilnowalam sie. Gdyby pozwalali, pewnie nie mialabym takich hamulcow. Tak czy inaczej alkohol nie jest dla dzieci, co nie znaczy ze dzieci nie lubia robic tego czego nie moga. Jednak obiwiazkiem rodzicow jest nie pozwalac dziecku na to czego nie moze np ze wzgledu na wiek. I nie jest to kwestia nie bo nie, tylko bezpieczenstwa tego dziecka. Reszte wyjasnilam wczesniej.
Ale właśnie w ten sposób to bezpieczeństwo jest zdecydowanie mniejsze i o to cały czas mi chodzi... Załóżmy, że jest jakaś impreza na którą dziecko bardzo chcę iść. Jeśli na to pozwolimy, to pójdzie, wypije kilka piw i o określonej godzinie możemy je odebrać i bezpiecznie odwieźć do domu. Jeśli jest zakaz,to i tak pójdzie, napije się, a potem będzie się gdzieś szlajać albo spać u niewiadomo kogo, bo do domu przecież wrócić nie może. A my przez ten czas będziemy święcie przekonani, że właśnie sobie smacznie śpi u kolegi/koleżanki, bo to nam właśnie powiedział...
Ja się nie muszę rozluźniać alkoholem. Tak sobie dobieram towarzystwo, że jestem rozluźniona. Co można wiedzieć o alkoholu? Alkoholu można spróbować i już, nie rozumiem czy to jest dla was takie smaczne czy się popisujecie, czy o co wam chodzi z tym chaniem. Nie, nie do wszystkiego trzeba dojrzeć, nie rób z tego jakiejś tajemnej wiedzy i wyższego stopnia wtajemniczenia. To tylko zwykła substancja, która sprawia, że przestajesz się kontrolować, jak narkotyki czy inny syf.
Ja alkohol lubię ale piję bardzo rzadko. Tak rzadko, że to już abstynencja. Kiedyś kolega opowiadał, że na jakimś weselu pił znakomity napój, w ogóle nie czuło się, że to alkohol a potem człowiek był pijany. Zaskoczył mnie jego zachwyt bo ja na odwrót: lubię czuć, że piję alkohol ale nie chcę być pijana.
Dlaczego kiedy piszesz o alkoholu używasz słowa chalnie i brak kontroli? Przecież można wypić z umiarem nie doprowadzając do "urwania filmu". Może mi się wydaje ale masz jakiś skrzywiony obraz picia. Nie tworzę tajemnej wiedzy, ale alkohol tak jak i seks jest dla dorosłych, odpowiedzialnych ludzi. Zarówno do jednego i drugiego trzeba dojrzeć.
Skoro pijesz rzadko, to nie jest abstynencja, no niestety.
Bo jaki inny cel ma spożywanie substancji psychoaktywnych? Nie trzeba doprowadzać do urwania filmu, żeby zachowanie się zmieniło. Z jakiegoś przecież powodu zabronione jest wsiadanie za kierownicę po alkoholu, a nie po urwaniu filmu. Równie dobrze możesz mnie przekonywać, że jaranie tylko odrobiny trawki jest ok, tylko tyle, żeby lekko zaszumiało w główce, wszystko jest dla dorosłych.
Kiedyś tam, uczono nas, że abstynent to taki co pije rzadziej niż raz na pół roku. Mieszczę się w tym zakresie.
Jeszcze dodaj, ze kawa tez jest dla dorosłych i trzeba do niej dojrzeć;)
Bo juz nie moga istniec ludzie, ktorzy alkoholu po prostu nie lubia.
No ale przeciez jak raz wódy nie lykniesz, to ty nie wiesz co to prawdziwy alkohol, prawdziwa doroslosc! I pamietaj, zeby pol wyplaty wydac na niego, bo nie moze byc z dolnej/sredniej polki.
Podziekuje. Alkohol moge przyjmowac jedynie w formie lekow i tyle mi do szczescia wystarczy.
To źle was uczyli, wpisz "abstynent"w google i znajdziesz milion regułek mówiących o tym, że abstynent powstrzymuje się od picia napojów alkoholowym. Pierwsza lepsza wikipedia zaznacza, że abstynent nie spożywa w ogóle alkoholu.
W słowniku języka polskiego napisano: "abstynent człowiek powściągliwy, wstrzemięźliwy (potocznie: nie pijący alkoholu)"
Otóż to, w nawiasie podpowiedź dla mniej inteligentnych.
Pozwól, że ci unaocznię.
Nawias zaczyna słówko "potocznie"
To by się zgadzało, bo w nawiasie jest wytłumaczenie dla mas.
A ja sądzę, że dla elity zaglądającej do papierowych słowników. Mnie słowa powściągliwy, wstrzemięźliwy kojarzą się nie z kimś kto nie używa, tylko kimś kto nie nadużywa.Edytowany: 2017:12:07 22:09:26
Oj, dostaniesz od Kazika za to "słówko"w nawiasiku.
Mam ja słówko w nawiasiku. Nie pleć bredni o Kaziku
i nie zmieniaj go w Kaziuka co zdrabniaczy chce zaciukać.
Wstrzemięźliwy ma dwa znaczenia - umiejący powstrzymać się od czegoś lub zachowujący umiar, ale abstynent nie pije alkoholu, bo inaczej byłby zwykłą osobą, jak inne pijące, tylko robiłby to rzadziej. To się nie kwalifikuje do osobnej nazwy.
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
Vix | 89.76.70.* | 02 Grudnia, 2017 23:44
Nie wiem czy zabranianie organizacji imprezy w czasie tygodniowej nieobecności jest bardziej naiwne czy żałosne. Wiadomo, że jak nastolatek prowadzi jakiekolwiek życie towarzyskie to COŚ zorganizuje. Lepiej ustalić co i pogadać o tym jak ma to zrobić, żeby policja, straż pożarna ani karetka nie musiały odwiedzać mieszkania niż zabronić i uważać się za dobrego rodzica...