Może jest po prostu praktyczny? Złamana noga, jakaś choroba, naprawdę dużo się może wydarzyć.
Większym yafudem jest to, że możliwość rezygnacji trzeba wykupować.
Niekoniecznie, linie lotnicze to nie "słonecznik"podmiejski z Pcimia do Cipcierzynek za 5,65zl, bo ulgowy na legimke szkolną. Wiem, że dla wielu polityka linii lotniczych może być nieuczciwa, jednak warto najpierw przemyśleć jaki zapanowałby chaos gdyby wszystkie bilety można bylo zwracać, oddawać, zmieniać, anulować, przebukowywać i modyfikować bez żadnej konsekwencji.
Sam latam bardzo często i doskonale rozumiem, jaki chaos może wprowadzić jedna osoba mająca "ale"przy odprawie. A co dopiero klient ktory ma nadwymiarowy bagaż i nagle kombinuje, ze to on nie leci i żąda natychmiast zwrotu kosztow. Albo inne cuda.
Do tego wprowadziłoby to niemały chaos rezerwacyjny jezeli stanieje nagle bilet - znajdowaliby sie cwaniacy anulujacy rezerwacje zrobiona 4ms wczesniej bo na 30h przed wylotem jest wyprzedaz 3 ostatnich miejsc i zaoszczedzi 12zł na bilecie (mimo tego, ze sam bilet i tak w promocji kosztowal 430z). Na 24h przed wylotem czesto okazywaloby sie, ze 1/4 biletow zostala anulowana, 1/10 przebookowana i samolot leci tylko 2/3 pasazerow bo paru losi chcialo przyoszczedzic 10-20zl. A to powoduje, ze liniom lepiej odwołać taki lot w cholere i pozwracać hajs pasażerom - chcialbys taki scenariusz? Bo ja raczej nie :) i dlatego sa wlasnie oplaty dodatkowe za mozliwosc rezygnacji - pokrywa potencjalna strate z powodu braku pasazera. Dzieki takiej wlasnie oplacie mamy tanie linie lotnicze i mozemy latac za 59,90 do Mediolanu jak znajdziesz okazje.
Sama droga autorka piszesz, ze to swiezy zwiazek. Albo raczej znajomość, skoro nikt z Was nie poczuł jeszcze czegoś więcej.
Uważam, ze facet jest bardzo pragmatyczny i ma rację co do wykupienia mozliwosci rezygnacji, faktycznie moze sie wiele wydarzyć i nie musi mieć to nic wspolnego z Wami. A jeżeli ma to sama wiesz, ze to świeża znajomość - jeżeli liczysz na coś więcej, może warto o tym porozmawiać.
Otóż to. Mogą być przyczyny zupełnie niezależne od rozwoju znajomości, które spowodują, że trzeba będzie zmienić plany. Dwa miesiące to istotnie, kupa czasu...
Ale kobiety, to kobiety, zawsze sobie coś dodadzą, coś dopowiedzą i wychodzi, że ona taka zakochana, a on nawet poważnie o niej nie myśli :D
Inna sprawa - może facet ma jakiś problem, o którym jeszcze autorce nie powiedział, albo powiedział, a ta zapomniała (i stąd to nieśmiałe przypomnienie o możliwości rezygnacji). Np. w tym czasie możliwe, że trzeba będzie babcię do sanatorium zawieźć, a tylko on to może zrobić, może ktoś mieć poważną operację i też lepiej być przy nim niż na wakacjach... Możliwości sporo.
A ja czytając takie rzeczy zawsze się zastanawiam nad jedną rzeczą. Ludzie są w związku i nie wyznają sobie miłości przed rozpoczęciem go? Są z kimś i na początku nic do niego nie czują, dopiero potem się zakoch*ją? Nie kumam tego :P Myślałam, że najpierw jest zakochanie, a potem zaczyna się związek i te dwie rzeczy zawsze idą w parze, a nie najpierw związek, potem zakochanie. Niech mi ktoś to wyjaśni.
Ocenzurowałam słowo, bo mi nie chcą przepuścić za rzekome przekleństwo :P
Dla mnie właśnie w drugą stronę to jest dziwne :D Jeśli związek rozpoczyna się od jakiejś dłuższej znajomości, czy przyjaźni i obie osoby gdzieś w między czasie się w sobie zakoch*ją (co jest nie tak z tą cenzurą?!) i się do tego nie przyznają, to spoko, ma to szansę przerodzić się w miłość przed rozpoczęciem związku, ale w innej sytuacji to dla mnie trochę dziwnę. No bo jak to ma wyglądać? "Bardzo cię lubię, podobasz mi się i jestem zauroczona/zakochana (jak kto woli), ale na razie możemy się spotykać tylko na stopie przyjacielskiej, bo to jeszcze nie jest miłość"? :D I tak udawać, że się nie jest kimś zainteresowanym, bo to jest tylko zauroczenie, czy jakiś wczesny etap zakochania, a nie miłość? Pomijając ten przypadek, o którym napisałam wcześniej, to jakoś ciężko mi jest w ogóle wyobrazić sobie związek, który zaczyna się od wyznawania miłości :D
Jajo - jest to możliwe, wystarczy poznać kogoś np. w internecie, polubić się, spotkać na żywo, stwierdzić, że w sumie to możemy chodzić ze sobą (bo to w końcu nie są zaręczyny, czy wzięcie ślubu), a potem się zobaczy, czy z tej mąki będzie chleb.
Albo być w przedszkolu. Tam to też działa :D
Steffi - wystarczy się zakochać ze wzajemnością i zacząć chodzić ze sobą. Jak ktoś jest zakochany to też mówi "kocham cię", a nie mówimy coś w stylu "czuję do ciebie zakochanie", a gdy to już miłość, to "czuję do ciebie miłość". Zawsze jest to "kocham cię", niezależnie, czy masz etap zakochania za sobą, czy jesteś w trakcie. Ba, w większości tych romantycznych filmów jest, że się najpierw zdobywa drugą osobę, a potem jest się w związku. Chociaż czasem ciężko powiedzieć, od kiedy związek się zaczyna, jak nie padło pytanie "chcesz być moją dziewczyną/chłopakiem":D
Mi też się kiedyś wydawało, że najpierw jest wyznanie sobie miłości, a jeśli jest obopólna, to zaczyna się chodzenie. A potem życie mi poglądy zweryfikowało;)
Ahhh już chyba rozumiem. Dzięki :D Nie rozumiałam tego, bo moje wszystkie związki zaczynały się od zakochania. Zarówno byłych jak i obecnego poznałam w internecie, ale fakt, że były to dłuższe znajomości, rozmowy przez kamerkę, wcześniejsze spotkania i była możliwość się najpierw zakochać :P
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
dvf | 90.156.23.* | 06 Lipca, 2018 23:03
Może jest po prostu praktyczny? Złamana noga, jakaś choroba, naprawdę dużo się może wydarzyć.