Studenci w mojej grupie wykładowej są na tyle mili, że wpisali na listę nawet te osoby, które wzięły w tym roku urlop dziekański. YAFUD«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
1
1
boczek | 79.110.203.* | 28 Stycznia, 2015 10:45
To może napisz jeszcze, na jaką listę, bo tak trochę nie wiadomo, o co biega. Pierwsza na myśl przychodzi mi lista obecności, ale nie wiem, jak to mogłoby być yafudem.
2
2
fejk | 87.206.188.* | 28 Stycznia, 2015 13:07
Tak - lista obecności. Wiesz, niby każdy profesorek wie, że studenci, jak tylko będą mogli, wpiszą osoby, których nie ma. Ale takie jawne oszukiwanie, to jak plucie w twarz, a co za tym idzie - nie zdziwię się, jak ktoś wyciągnie z tego konsekwencje :)
W odpowiedzi na komenatrz #1 użytkownika boczek[ Zobacz ]
Admini to chu*je, fajne yafudy są w odrzutach, a chu*jowe gó*wna na głównej Użytkownik dostał ostrzeżenie za tą wypowiedź: 2016-04-20 06:27:21 [Powód:Komentarz poniżej poziomu]
Osoba na urlopie dziekańskim ma prawo uczestniczyć w zająciach w trakcie urlopu. Choć małoprawdopodobne jest aby ktoś korzystał z tego prawa.
Na mojej uczelni to właśnie chamscy byli wykładowcy, na końcu wykładu liczyli ilość osób a następnie jeśli była wieksza od liczby na liście obecności to nadwyżke osób skreślali z listy czyli tych wpisanych jako ostatnich (nawet jeśli byli na zajęciach)
W odpowiedzi na komenatrz #2 użytkownika fejk[ Zobacz ]
W odpowiedzi na komenatrz #6 użytkownika Pierwszoplanowa[ Zobacz ]
1
8
boczek | 79.110.203.* | 29 Stycznia, 2015 15:04
Okay, dzięki za wyjaśnienie. Może nie zrozumiałam tego, bo u mnie obecność zwykle nie była brana pod uwagę (oceniane były kolokwia / egzaminy i oddawane na dany termin zadania lub aktywność na zajęciach, obecność co najwyżej mogła minimalnie podnieść ocenę, ale chyba tylko w przypadku jednego przedmiotu miała realny wpływ na zaliczenie). Ale już z innych komentarzy widzę, że to raczej niepopularne rozwiązanie.
W odpowiedzi na komenatrz #2 użytkownika fejk[ Zobacz ]
I w czym tu YAFUD? Studencka życzliwość jest na wagę złota ♥
1
10
Rose | 91.192.122.* | 29 Stycznia, 2015 15:49
Plucie profesorom w twarz, tak? Hm... z tego, co wiem, wykłady z założenia są nieobowiązkowe, dlatego NORMALNI wykładowcy nie sprawdzają obecności. No chyba, że zaliczeniem przedmiotu jest obecność, a egzamin np. z całego roku/dwóch lat... Wtedy obecność ma sens.
0
11
malaga | 89.161.9.* | 29 Stycznia, 2015 17:25
W niektórych uczelniach wykłady są obowiązkowe (to nowość od rocznika 2014/15) a to czy wykładowca puści listę to już inna sprawa
Teraz na przykład w UP w Poznaniu wykładcy są obowiązkowe regulaminowo, ale fsktycznie nie wszyscy robią listę.
0
13
KQVQ | 77.113.83.* | 29 Stycznia, 2015 21:59
Cwani że muszą liczyć do stu? Cwany to jest mój wykładowca, który zapowiedział kilka kartkówek, na których jest dużo pisania, w niezapowiedzianych terminach, gdzie jednej można nie zaliczyć. Tym sposobem każdy chodzi na wykłady, bo boi się że to dziś, każdy pisze za siebie, bo dużo jest do napisania i nie ma czasu pisać za kogoś, dzięki temu ma listę obecności "czystą"jak łza.
Za to przeciwieństwem jest inny mój wykładowca, który na wykładzie z 200 osobami na sali poświęcił ostatnie ćwierć godziny i 15 min przerwy na to, żeby wyczytać całą listę obecności. Trochę dziwne, bo przy tylu osobach jak ktoś się zgłosił dwa razy to nawet nie zauważył, a konsekwencji wobec nieobecnych lub fałszywie wpisanych nie wyciągnął - po prostu mieli nieobecność. No ale hobby to hobby.
W odpowiedzi na komenatrz #3 użytkownika chrysalis[ Zobacz ]
0
14
nessun | 95.49.102.* | 30 Stycznia, 2015 00:44
Obecności wymagane na studiach to najgłupsze, co można zrobić. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi, to już nie obowiazek szkolny - jeśli ktos chce przychodzić na zajęcia, uważa, że jest mu to potrzebne do lepszego przygotowania do przedmiotu - oczywiście. Nawet zaliczanie przedmiotu za obecności, choć to głupie, rozumiem. Ale wymagać frekwencji? Kiedy ludzie pracują, mają już życie rodzinne w niektórych przypadkach, rozkręcają biznesy? U mnie na uczelni jest prosta zasada - wyznacznikiem oceny studenta jest zaliczenie - chodzisz/nie chodzisz - masz zaliczyć. Jeśli uważasz, ze lepiej przygotujesz się bez tracenia czasu na nudne zajęcia, z których i tak niewiele zapamiętasz - droga wolna. Nie traktuje się dorosłych ludzi, jak dzieci. A i frekwencja jest porządna, bo naturalnie spora część osób uważa, że zajęcia coś dają. Ja chodzę na większość, bo się to po prostu opłaca. Ale nie mam przymusu i dzięki temu czuję się, jak na poważnej uczelni, a nie, jak w gimnazjum.
P.S. Zanim mi ktoś wyjedzie, że co to za podrżedna uczelnia, ze nie trzeba chodzić itd. - UW.
UW, UJ, UAM, UWM, KUL, UMSC i wiele innych, chłopie, poddało się. Bo co mają zrobić, kiedy są zalewani absolwentami gimnazjum? Mają powiedzieć: "NIE"? - Tym samym naukowcy stracą swoje godziny pracy. Wolą Was przyjąć, a potem maglować, egzaminować, szkolić i... wypieprzać sukcesywnie niż dać zhańbić swoje nazwisko, swoją profesurę puszczeniem "dalej" głąbów, co nie znają nawet tabliczki mnożenia czy zwykłej deklinacji w ojczystym języku. Ja im się nie dziwię i w pełni popieram odsiew w państwowych uczelniach i zarazem mówię stanowcze NIE wszelkim Wyższym Szkołom Gier I Zabaw. Jednocześnie jestem sercem za tymi, którzy stawiają na solidne podejście do nauki.
Swoją drogą, po cholerę w Polsce są miliony magistrów z dupy? - Niech będą miliony prawdziwych fachowców - hydraulików, mechaników, ślusarzy i innych. Po co im choćby matura?! - Niech spadają, nawet te 30% wiedzy o "Dziadach" Mickiewicza to nie dla nich. Kto ich o to zapyta, kiedy zapchana rura będzie większą bolączką? Oni bardziej przydadzą się tu na miejscu jako rzemieślnicy! I takich ludzi nam potrzeba! Po cholerę Polsce tysiące absolwentów-magistrów hoteloznawstwa z Uniwersytetu z Koziej Trąby, albo innych zaocznych socjologów, oligofrenopedagogów czy turystykoznawców z Wyższych Szkół Mydeł i Powideł?
I jeszcze pretensje, że wykładowcy życzyliby sobie, żeby dzisiejszy studencina łaskawie przyszedł na wykład. - Żenada i wstyd!
STOP TEMU! I minusujcie sobie mój wpis do woli! Spodziewam się wielu minusów, bo w Polsce prawda złośliwie wywalona prosto w oczy jest najbardziej wkurzająca!
Proponuję jednak, byście zamiast minusów (które ukrywają wpis) w następnych postach pisali, jakie jest Wasze stanowisko w tej sprawie, może ktoś z górnych półek to czyta i... jak zwykle - oleje, ale oleje, mając przynajmniej większą świadomość.Edytowany: 2015:01:30 03:41:10
W odpowiedzi na komenatrz #14 użytkownika nessun[ Zobacz ]
0
16
tellchar | 94.230.18.* | 30 Stycznia, 2015 07:01
Nie ma czegoś takiego jak UMSC, jest UMCS (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej)
W odpowiedzi na komenatrz #15 użytkownika Floyd[ Zobacz ]
0
17
weehee | 83.23.100.* | 30 Stycznia, 2015 09:46
Listy obecności są powszechne. Poza tym zawsze jest jakiś egzamin czy zaliczenie na ocenę (w sensie rzadko bywają oceny za samą obecność). Owszem, powinniśmy być oceniani za wiedzę, ale jak ktoś nie może czegoś zaliczyć, bo jest trudne to dochodzimy do np. czwartego terminu. Czegoś takiego ofc nie powinno być, ale bywa. Wtedy argumentem może być obecność na wykładzie. Owszem, obecność nie oznacza, że ktoś słuchał i umie, ale widać czy w ogóle się jakoś starał, czy przyszedł kolejny raz, bo już pytania się powtarzają i łatwo zdać. Przecież to totalny brak szacunku do czyjejś pracy i dziwię się, że takie osoby w ogóle kończą studia. Poza tym są inne przypadki, na których obecność jest w zasadzie jedynym kryterium jak np. BHP. Każdy musi odklepać.
@Floyd - jak kogoś wywalają, bo się nie nadaje to ok, ale jak są uczelnie, gdzie padają teksty "was może tylko połowa przejść na kolejny rok, bo mamy tylko tyle miejsc"(w sensie miejsc w laboratoriach, sal komputerowych itd.) to chyba coś nie tak? Niech podnoszą progi i ograniczają limity, porobią egzaminy wstępne (jak to bezprawne to prawo można zmienić), a nie marnują komuś rok.
0
18
Katasza | 31.178.121.* | 30 Stycznia, 2015 11:30
Ja myślę, że stan rzeczy(co do którego oceny się według mnie nie mylisz)jest reperkusją wprowadzanych "na szybko"reform edukacji i dostosowywania się za wszelką cenę do narzuconych z zewnątrz standardów(np. przejście na system boloński - z tego co słyszałam wprowadzony przez reformę pisaną tak bardzo na kolanie, że profesorowie załamywali ręce nad nowym programem nauczania).
Co jak co, ale przez wiele lat szkolnictwo w Polsce było na naprawdę niezłym poziomie. Owszem, nie znaczy to, że można spocząć na laurach. Jednak moje wrażenie jest takie, że robi się wiele rzeczy pod ogromną presją czasu, bez odpowiednich konsultacji społecznych czy z zainteresowanymi środowiskami(fachowcami, nauczycielami, użytkownikami reformowanego systemu).
To i nauczyciele akademiccy robią co mogą, żeby swoje wypracowane przez lata standardy uchronić.
W odpowiedzi na komenatrz #15 użytkownika Floyd[ Zobacz ]
0
19
nessun | 95.49.84.* | 30 Stycznia, 2015 13:00
Wygląda mi to na jakiś niezły ból dupki jakiegoś gimnazjalisty/licealisty, który się wścieka, że musi chodzić do szkółki, a studenci już nie.
Tak trudno Ci pojąć, że studenci to już dorośli ludzie? Mój znajomy ma dwójkę dzieci (planowanych) i właśnie się przeprowadza, do tego został właśnie kierownikiem sporego zespołu, inna dwójka znajomych niedawno rozkręciła własną firmę it, koleżanka z chłopakiem właśnie remontują dom, inna jest w ciąży i szykuje się do ślubu. Ale jakoś nie mają problemów z zaliczaniem. Po co więc mają chodzić na zajęcia, bez których sobie swietnie radzą z materiałem, skoro mają tyle spraw na głowie?
Masz po prostu ból zadka i tyle. "Jesteście głupimi absolwentami gimnazjum, to chociaż chodzcie na zajęcia". Dobre. Żałosne, ale dobre.
Wróć jak przestaniesz być hipokrytą i zrozumiesz, że kwestia nauki to sprawa indywidualna, dla jednych wykład dużo daje, a inni wolą się na spokojnie nauczyć książek. Tylko bólodupiec mógłby mieć z tym problem.
P.S. Jak w każdej grupie, w mojej też są ludzie, którzy chodzą na wszystko, ludzie, którzy chodzą na niektóre rzeczy i tacy, którzy nie chodzą na nic. Myślisz, ze tym pierwszym idzie najlepiej? Guzik! To ci środkowi mają najlepsze wyniki, bo my (tak, ja też należę do tej grupy) po prostu chodzimy, na to, na co warto - co nam naprawdę pomoże i nie marnujemy czasu na czytanie książki na nudnym wykłądzie tak, jak większość z tych "wzorowych studentów".
W odpowiedzi na komenatrz #15 użytkownika Floyd[ Zobacz ]
Obserwujesz komentarze do tego wpisu.
Nie chcesz, aby coś ci umknęło?
Dostaniesz wtedy powiadomienie jeśli pojawi się nowy komentarz do tego wpisu.
boczek | 79.110.203.* | 28 Stycznia, 2015 10:45
To może napisz jeszcze, na jaką listę, bo tak trochę nie wiadomo, o co biega.
Pierwsza na myśl przychodzi mi lista obecności, ale nie wiem, jak to mogłoby być yafudem.
fejk | 87.206.188.* | 28 Stycznia, 2015 13:07
Tak - lista obecności. Wiesz, niby każdy profesorek wie, że studenci, jak tylko będą mogli, wpiszą osoby, których nie ma. Ale takie jawne oszukiwanie, to jak plucie w twarz, a co za tym idzie - nie zdziwię się, jak ktoś wyciągnie z tego konsekwencje :)
chrysalis [YAFUD.pl] | 28 Stycznia, 2015 17:40
Dlatego co cwansi wykładowcy robią listę gdy jesy do +/- stu studentów na sali i... Liczą, czy to co na papierze zgadza się ze stanem faktycznym :)
Admin_cio_ta | 46.227.244.* | 28 Stycznia, 2015 20:27
Admini to chu*je, fajne yafudy są w odrzutach, a chu*jowe gó*wna na głównej
Użytkownik dostał ostrzeżenie za tą wypowiedź: 2016-04-20 06:27:21 [Powód:Komentarz poniżej poziomu]
Poprawiacz [YAFUD.pl] | 28 Stycznia, 2015 20:43
Osoba na urlopie dziekańskim ma prawo uczestniczyć w zająciach w trakcie urlopu.
Choć małoprawdopodobne jest aby ktoś korzystał z tego prawa.
Na mojej uczelni to właśnie chamscy byli wykładowcy, na końcu wykładu liczyli ilość osób a następnie jeśli była wieksza od liczby na liście obecności to nadwyżke osób skreślali z listy czyli tych wpisanych jako ostatnich (nawet jeśli byli na zajęciach)
Pierwszoplanowa | 83.20.31.* | 28 Stycznia, 2015 20:48
Kocham studia! Gdy ja nie poszłam na pewne wykłady okazało sie, że byłam 4 razy wpisana na liście:) Pozdrawiam PWSZ, PSO Krosno 2008-2011
Chrabbina [YAFUD.pl] | 28 Stycznia, 2015 20:54
Kochali cię.
boczek | 79.110.203.* | 29 Stycznia, 2015 15:04
Okay, dzięki za wyjaśnienie. Może nie zrozumiałam tego, bo u mnie obecność zwykle nie była brana pod uwagę (oceniane były kolokwia / egzaminy i oddawane na dany termin zadania lub aktywność na zajęciach, obecność co najwyżej mogła minimalnie podnieść ocenę, ale chyba tylko w przypadku jednego przedmiotu miała realny wpływ na zaliczenie).
Ale już z innych komentarzy widzę, że to raczej niepopularne rozwiązanie.
Damn! | pinger.pl | 29 Stycznia, 2015 15:35
I w czym tu YAFUD? Studencka życzliwość jest na wagę złota ♥
Rose | 91.192.122.* | 29 Stycznia, 2015 15:49
Plucie profesorom w twarz, tak? Hm... z tego, co wiem, wykłady z założenia są nieobowiązkowe, dlatego NORMALNI wykładowcy nie sprawdzają obecności. No chyba, że zaliczeniem przedmiotu jest obecność, a egzamin np. z całego roku/dwóch lat... Wtedy obecność ma sens.
malaga | 89.161.9.* | 29 Stycznia, 2015 17:25
W niektórych uczelniach wykłady są obowiązkowe (to nowość od rocznika 2014/15) a to czy wykładowca puści listę to już inna sprawa
wsadziejowicz | 150.254.159.* | 29 Stycznia, 2015 18:16
Teraz na przykład w UP w Poznaniu wykładcy są obowiązkowe regulaminowo, ale fsktycznie nie wszyscy robią listę.
KQVQ | 77.113.83.* | 29 Stycznia, 2015 21:59
Cwani że muszą liczyć do stu? Cwany to jest mój wykładowca, który zapowiedział kilka kartkówek, na których jest dużo pisania, w niezapowiedzianych terminach, gdzie jednej można nie zaliczyć. Tym sposobem każdy chodzi na wykłady, bo boi się że to dziś, każdy pisze za siebie, bo dużo jest do napisania i nie ma czasu pisać za kogoś, dzięki temu ma listę obecności "czystą"jak łza.
Za to przeciwieństwem jest inny mój wykładowca, który na wykładzie z 200 osobami na sali poświęcił ostatnie ćwierć godziny i 15 min przerwy na to, żeby wyczytać całą listę obecności. Trochę dziwne, bo przy tylu osobach jak ktoś się zgłosił dwa razy to nawet nie zauważył, a konsekwencji wobec nieobecnych lub fałszywie wpisanych nie wyciągnął - po prostu mieli nieobecność. No ale hobby to hobby.
nessun | 95.49.102.* | 30 Stycznia, 2015 00:44
Obecności wymagane na studiach to najgłupsze, co można zrobić. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi, to już nie obowiazek szkolny - jeśli ktos chce przychodzić na zajęcia, uważa, że jest mu to potrzebne do lepszego przygotowania do przedmiotu - oczywiście. Nawet zaliczanie przedmiotu za obecności, choć to głupie, rozumiem. Ale wymagać frekwencji? Kiedy ludzie pracują, mają już życie rodzinne w niektórych przypadkach, rozkręcają biznesy? U mnie na uczelni jest prosta zasada - wyznacznikiem oceny studenta jest zaliczenie - chodzisz/nie chodzisz - masz zaliczyć. Jeśli uważasz, ze lepiej przygotujesz się bez tracenia czasu na nudne zajęcia, z których i tak niewiele zapamiętasz - droga wolna. Nie traktuje się dorosłych ludzi, jak dzieci. A i frekwencja jest porządna, bo naturalnie spora część osób uważa, że zajęcia coś dają. Ja chodzę na większość, bo się to po prostu opłaca. Ale nie mam przymusu i dzięki temu czuję się, jak na poważnej uczelni, a nie, jak w gimnazjum.
P.S. Zanim mi ktoś wyjedzie, że co to za podrżedna uczelnia, ze nie trzeba chodzić itd. - UW.
Floyd [YAFUD.pl] | 30 Stycznia, 2015 03:13
UW, UJ, UAM, UWM, KUL, UMSC i wiele innych, chłopie, poddało się. Bo co mają zrobić, kiedy są zalewani absolwentami gimnazjum? Mają powiedzieć: "NIE"? - Tym samym naukowcy stracą swoje godziny pracy. Wolą Was przyjąć, a potem maglować, egzaminować, szkolić i... wypieprzać sukcesywnie niż dać zhańbić swoje nazwisko, swoją profesurę puszczeniem "dalej" głąbów, co nie znają nawet tabliczki mnożenia czy zwykłej deklinacji w ojczystym języku. Ja im się nie dziwię i w pełni popieram odsiew w państwowych uczelniach i zarazem mówię stanowcze NIE wszelkim Wyższym Szkołom Gier I Zabaw. Jednocześnie jestem sercem za tymi, którzy stawiają na solidne podejście do nauki.
Swoją drogą, po cholerę w Polsce są miliony magistrów z dupy? - Niech będą miliony prawdziwych fachowców - hydraulików, mechaników, ślusarzy i innych. Po co im choćby matura?! - Niech spadają, nawet te 30% wiedzy o "Dziadach" Mickiewicza to nie dla nich. Kto ich o to zapyta, kiedy zapchana rura będzie większą bolączką? Oni bardziej przydadzą się tu na miejscu jako rzemieślnicy! I takich ludzi nam potrzeba! Po cholerę Polsce tysiące absolwentów-magistrów hoteloznawstwa z Uniwersytetu z Koziej Trąby, albo innych zaocznych socjologów, oligofrenopedagogów czy turystykoznawców z Wyższych Szkół Mydeł i Powideł?
I jeszcze pretensje, że wykładowcy życzyliby sobie, żeby dzisiejszy studencina łaskawie przyszedł na wykład. - Żenada i wstyd!
STOP TEMU! I minusujcie sobie mój wpis do woli! Spodziewam się wielu minusów, bo w Polsce prawda złośliwie wywalona prosto w oczy jest najbardziej wkurzająca!
Proponuję jednak, byście zamiast minusów (które ukrywają wpis) w następnych postach pisali, jakie jest Wasze stanowisko w tej sprawie, może ktoś z górnych półek to czyta i... jak zwykle - oleje, ale oleje, mając przynajmniej większą świadomość.Edytowany: 2015:01:30 03:41:10
tellchar | 94.230.18.* | 30 Stycznia, 2015 07:01
Nie ma czegoś takiego jak UMSC, jest UMCS (Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej)
weehee | 83.23.100.* | 30 Stycznia, 2015 09:46
Listy obecności są powszechne. Poza tym zawsze jest jakiś egzamin czy zaliczenie na ocenę (w sensie rzadko bywają oceny za samą obecność). Owszem, powinniśmy być oceniani za wiedzę, ale jak ktoś nie może czegoś zaliczyć, bo jest trudne to dochodzimy do np. czwartego terminu. Czegoś takiego ofc nie powinno być, ale bywa. Wtedy argumentem może być obecność na wykładzie. Owszem, obecność nie oznacza, że ktoś słuchał i umie, ale widać czy w ogóle się jakoś starał, czy przyszedł kolejny raz, bo już pytania się powtarzają i łatwo zdać. Przecież to totalny brak szacunku do czyjejś pracy i dziwię się, że takie osoby w ogóle kończą studia.
Poza tym są inne przypadki, na których obecność jest w zasadzie jedynym kryterium jak np. BHP. Każdy musi odklepać.
@Floyd - jak kogoś wywalają, bo się nie nadaje to ok, ale jak są uczelnie, gdzie padają teksty "was może tylko połowa przejść na kolejny rok, bo mamy tylko tyle miejsc"(w sensie miejsc w laboratoriach, sal komputerowych itd.) to chyba coś nie tak? Niech podnoszą progi i ograniczają limity, porobią egzaminy wstępne (jak to bezprawne to prawo można zmienić), a nie marnują komuś rok.
Katasza | 31.178.121.* | 30 Stycznia, 2015 11:30
Ja myślę, że stan rzeczy(co do którego oceny się według mnie nie mylisz)jest reperkusją wprowadzanych "na szybko"reform edukacji i dostosowywania się za wszelką cenę do narzuconych z zewnątrz standardów(np. przejście na system boloński - z tego co słyszałam wprowadzony przez reformę pisaną tak bardzo na kolanie, że profesorowie załamywali ręce nad nowym programem nauczania).
Co jak co, ale przez wiele lat szkolnictwo w Polsce było na naprawdę niezłym poziomie. Owszem, nie znaczy to, że można spocząć na laurach. Jednak moje wrażenie jest takie, że robi się wiele rzeczy pod ogromną presją czasu, bez odpowiednich konsultacji społecznych czy z zainteresowanymi środowiskami(fachowcami, nauczycielami, użytkownikami reformowanego systemu).
To i nauczyciele akademiccy robią co mogą, żeby swoje wypracowane przez lata standardy uchronić.
nessun | 95.49.84.* | 30 Stycznia, 2015 13:00
Wygląda mi to na jakiś niezły ból dupki jakiegoś gimnazjalisty/licealisty, który się wścieka, że musi chodzić do szkółki, a studenci już nie.
Tak trudno Ci pojąć, że studenci to już dorośli ludzie? Mój znajomy ma dwójkę dzieci (planowanych) i właśnie się przeprowadza, do tego został właśnie kierownikiem sporego zespołu, inna dwójka znajomych niedawno rozkręciła własną firmę it, koleżanka z chłopakiem właśnie remontują dom, inna jest w ciąży i szykuje się do ślubu. Ale jakoś nie mają problemów z zaliczaniem. Po co więc mają chodzić na zajęcia, bez których sobie swietnie radzą z materiałem, skoro mają tyle spraw na głowie?
Masz po prostu ból zadka i tyle. "Jesteście głupimi absolwentami gimnazjum, to chociaż chodzcie na zajęcia". Dobre. Żałosne, ale dobre.
Wróć jak przestaniesz być hipokrytą i zrozumiesz, że kwestia nauki to sprawa indywidualna, dla jednych wykład dużo daje, a inni wolą się na spokojnie nauczyć książek. Tylko bólodupiec mógłby mieć z tym problem.
P.S. Jak w każdej grupie, w mojej też są ludzie, którzy chodzą na wszystko, ludzie, którzy chodzą na niektóre rzeczy i tacy, którzy nie chodzą na nic. Myślisz, ze tym pierwszym idzie najlepiej? Guzik! To ci środkowi mają najlepsze wyniki, bo my (tak, ja też należę do tej grupy) po prostu chodzimy, na to, na co warto - co nam naprawdę pomoże i nie marnujemy czasu na czytanie książki na nudnym wykłądzie tak, jak większość z tych "wzorowych studentów".