No jak mogłeś? Przecież wiadomo, że kobiety od depresji ratują zakupy - zakręciłeś kurek, ma depresję. Czego tu nie rozumieć?
Bardzo dobrze, głupota kosztuje.
Dlatego mnie wspolny budzet nie przekonuje.
Rachunki dzielimy na pol, kazde z nas po wyplacie wyskakuje ze swojej czesci na zaplate, a co zostanie kazde sobie wydaje wedlug swoich potrzeb. Plus jest wspolny fundusz na zakupy, do ktorego tez czesc pieniedzy odkladamy, i z ktorego kazde moze wziac na zakupy typu spozywka + chemia. Zapraszam i polecam ;)
Dokładnie, gdyby takie rozwiązanie zostało tu zastosowane, to być może związek zostałby uratowany, jeżeli rzeczywiście problemem była tylko rozrzutność. Ale najwidoczniej związek sam w sobie był nieudany, skoro nie warto nawet wprowadzać zmian tylko lepiej poszukać kogoś innego.
Kurcze, biedni ci sprzedawcy.. też mają gorzej po rozstaniu tej pary;(
Związek z materialistką wykorzystującą partnera i niezdolną do zapanowania nad wydatkami? Tak, tu nawet nie ma co się zastanawiać, na pewno lepiej poszukać kogoś innego.
Zakładanie rodziny z kimś takim to dramat.
Całe szczęście, że facet zauważył problem przed ślubem, po ślubie rozstanie byłoby kosztowniejsze.
Przeciez to ksiazkowy przykład męskiej opresji ekonomicznej, co za faszysta!!!;-)
Prawdziwa milosc
Nie, po prostu dziewczyna tylko wymagała a sami nic nie dawała w zamian. Chcesz mieć kasę na zakupy? Idź i zarób, a nie wymagaj tego od faceta.
To się nazywa przemoc ekonomiczna;-)
Swoją drogą znacie powiedzenie "chciałeś piękną panią to zapier... na nią". Skądś się to wzięło.
O, ciekawe kto minusuje. Może kolejna materialistka;)
O to masz wspolokatora z benefit ami. A co jak będziesz miała dziecko i niski przychód. Może się okazać że z Twojej strony zbraknie na pół pampersa i co wtedy?
A u nas mamy wspólne konto, oboje przelewamy na nie całe nasze wpłaty i za to żyjemy i oszczędzamy. A na swoje "głupoty"przelewamy sobie miesięcznie kieszonkowe i każdy może to wykorzystać jak mu się podoba :)
Uklad, ktory mam jest swietny dla par, w ktorych obie osoby pracuja. Jest dla mnie oczywiste, ze pewne okolicznosci zmieniaja sposob dogadania sie. Ale powiem Ci cos. Liczy sie ekwiwalentnosc swiadczen obu stron. Wychowuje dziecko i dbam o dom ->moj wklad w rodzine ma charakter niepieniezny. Ale dalej jest wkladem. Druga osoba bierze na siebie ciezar ekonomiczny. Ale dalej chodzi o partnerstwo i dogadanie sie. Takze odpowiadajac na Twoje pytanie, gdy zabraknie mi na pampersa, renegocjuje uklad.
Jakis czas temu mialam taka sytuacje, ze chcialam zrezygnowac z pracy z dosc waznych powodow, mniejsza jakich. Doba koronawirusa, balam sie, ze nie znajde wystarczajaco szybko kolejnej. Moj wspollokator z benefitami powiedzial mi wtedy, ze moje zdrowie jest najwazniejsze, bedzie trzeba to przez ten czas kiedy bede szukac pracy da rade nas utrzymac. I tutaj konczy sie wspollokatorstwo a zaczyna milosc, lojalnosc i wsparcie. Co nie zmienia faktu ze moim zdaniem dobrze jest ustalic jasne reguly finansowe, bo po co potem klocic sie o pieniadze?
Amen.
Tez fajnie ;)
A my z mężem mamy osobne konta, ale budżet wspólny, tzn. nie ma dla nas znaczenia, z którego konta za coś płacimy ( czy ja mu opłacę jakąś jego potrzebę, czy on moją), bo i tak liczy się to ile pieniędzy mamy razem. Kluczem do porozumienia u nas jest to, że oboje jesteśmy zaangażowani w rozplanowanie naszych wydatków w miesiącu, komunikujemy się i dbamy o to, żeby nie powstała dziura budżetowa :) I myślę, że to jest najważniejsze, niezależnie od tego, jakie rozwiązanie się wybierze. A jeżeli jest brak woli z jednej strony, jak w związku Autora, to nic dziwnego, że się posypało.
W takiej sytuacji kasę powinna trzymać osoba o rozsądniejszym podejściu do wydatków (co nie pokrywa się z dusigroszem, żeby nie było), a póki oboje pracowali - to płacić rachunki po połowie, a co partnerka z resztą swoich pieniędzy zrobi... Byle tylko od partnera nie pożyczała na wieczne nieoddanie;) Tyle, że wtedy byłby płacz o brak zaufania - ale czy ten brak nie byłby zasadny?;)
Oczywiście, że by był. Też bym miała obiekcje, gdyby mój partner pożyczał ode mnie kasę na głupoty bez zamiaru oddania, nie przejmując się domowym budżetem. Tylko związku z takim facetem sobie nie wyobrażam :)
Well przed ślubem imho podział jest jak najbardziej normalny - ale nie kumam ludzi którzy mają swoje budżety po ślubie, jak to dzielić? Jak decydować co jeszcze jest wspólne a co już jest czyjąś zachcianka - to przecież koszmar jakiś. No i co gdy jest duża różnica w dochodach? No nie kumam... zdecydowalismy sie na wspólne życie to żyjmy wspólnie anie takie pierdoły...
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
Panna X | 89.64.15.* | 19 Października, 2020 18:18
Dlatego mnie wspolny budzet nie przekonuje.
Rachunki dzielimy na pol, kazde z nas po wyplacie wyskakuje ze swojej czesci na zaplate, a co zostanie kazde sobie wydaje wedlug swoich potrzeb. Plus jest wspolny fundusz na zakupy, do ktorego tez czesc pieniedzy odkladamy, i z ktorego kazde moze wziac na zakupy typu spozywka + chemia. Zapraszam i polecam ;)