Dziwne, że nie chce iść ani do koleżanek, ani na zakupy... to nie jest dobre dla jej zdrowia psychicznego, tak siedzieć ciągle w domu. Sama sobie robi krzywdę.
Może nie ma już na nic energii ani chęci? Depresja poporodowa? Nie jestem psychologiem, może warto aby się wybrała do dobrego specjalisty... ale jedno jest pewne, musi przede wszystkim odpocząć. Nie można siedzieć przy dzieciaku non stop. Pomóc mogą codzienne samotne spacery po lesie albo i po mieście, ćwiczenia na świeżym powietrzu albo w klubie fitness, wyjazd do krewnych albo do ośrodka wypoczynkowego nawet na kilka dni... W każdym dniu i każdym tygodniu powinien się znaleźć pewien czas na ciszę, spokój, wypoczynek. Trochę czasu dla niej samej, i trochę dla Was wspólnie. Może uda się podrzucić małego na pewien czas dziadkom? Ważny jest też kontakt ze światłem słonecznym - witamina D, oraz zdrowa dieta.
Na szczęście to wszystko jest tymczasowe, noworodki są najgorsze, jak dzieciak trochę urośnie to przestanie być aż tak męczący, będzie wspaniałym i kochanym człowieczkiem :)
Robi awantury i fochy bez powodu, bedzie tylko gorzej. Rzuc ja, nie warto sie meczyc
Jeśli wcześniej taka nie była, to może być po prostu tymczasowy efekt zmian jakie przynosi pojawienie się dziecka, i jest duża szansa że z czasem jej przejdzie. Tylko niech pozwoli sobie pomóc.
Nawet zdrowe psychicznie i stabilne emocjonalnie osoby mogą mieć takie przejściowe problemy w nowych, stresujących, męczących sytuacjach.
Rzucenie kobiety, gdy mają małego dzieciaka nie byłoby mądrą ani właściwą moralnie decyzją.
Wyjście do koleżanek może nie być najlepszym pomysłem przy noworodku - zwłaszcza przy pierwszym dziecku warto zrobić tą miesięczną kwarantannę. Wyjście na zakupy może mijać się z celem, jeśli dziecko np. Jest karmione piersią - w pierwszych tygodniach dzieci potrafią wisieć prawie non stop, rozkręcając laktację.
Z resztą co na takich zakupach robić? Ubrań się nie kupi, bo ciało się jeszcze zmienia. Kosmetyki? Po co jak ma się perspektywę zamknięcia w domu. Jedzenie? Mąż może wyręczyć a i mama nie powinna dźwigać dużo.
Początkowe przytłoczenie jest normalne, hormony buzują. A i zostawic dziecko jest trudno na początku. Po prostu trzeba w końcu samemu znaleźć jakiś rytm, złapać trochę snu, najeść się i spojrzeć na wszystko trzeźwym okiem.
Punkt z kosmetykami trochę nietrafiony - może dla siebie sobie zrobić makijaż kiedy będzie miała chęć, pomijając już fakt, że kosmetyki to też kremy, balsamy, a to chyba może stosować "kobieta siedząca w domu"? Zakupy żywieniowe - co za problem? Kto powiedział, że trzeba robić od razu na tydzień? Może to być na bieżąco, przynajmniej oderwie się na chwilkę od obowiązków domowych. Czasem aby nabrać trzeźwego spojrzenia potrzeba chwili dla siebie.
Psycholog, zanim się rozkręci w depresję. Wyjście do psychologa też jest spoko, szczególnie jeśli jest tylko profilaktyką depresji. I wyjście na rower/spacer bez dziecka zamiast na zakupy. Szczególnie, że chyba bardzo się stara być dzielna, więc jest jej tym trudniej. Pierwsze miesiące po urodzeniu dziecka (szczególnie pierwszego) są na prawdę ch***nowe, szczególnie, jeśli karmisz piersią. Trzeba to przetrwać i potem jest lepiej.
A według mnie to w ogóle nie jest dziwne.
Sama byłam w złej kondycji po porodzie, a nie miałam depresji.
Po pierwsze połóg był dla mnie jeszcze gorszy niż poród. Zaczęły się problemy zdrowotne. Czułam się okropnie, nic nie pomagało na bóle, a nie mogłam odpocząć, bo wciąż była praca przy dziecku. Gdy mąż wracał z pracy, nie miałam już siły na wyjścia z koleżankami.
Po drugie - zaczęło mi się wydawać, że do tych koleżanek nie pasuję. One piękne, szczupłe, zadbane, a ja - gruba, w workowatych ciuchach, z przerzedzonymi włosami, z worami pod oczami. Wstydziłam się i nie chciałam się pokazywać ludziom, którzy pamiętali mnie jako zadbaną i w rozmiarze S, bo bałam się ich reakcji na mój wygląd.
A z dzieciatymi szwagierkami nie chciałam się widywać, bo oczekiwały, że będę cały czas rzygała szczęściem, a ja tych oczekiwań nie spełniałam, bo było mi ciężko. Same miały już dorosłe dzieci, więc pewnie pielęgnowały tylko dobre wspomnienia z czasu gdy były młodymi matkami, więc w ogóle mnie nie rozumiały, ale oceniały.
Po trzecie ja sama miałam poczucie, że nie będę dobrą matką, jeśli zostawię dziecko dla swoich przyjemności. Mąż się starał, ale czasem mimo chęci nie udawało mu się uśpić córki (a oboje jesteśmy przeciwnikami odkładania dziecka do wypłakania, bo wiemy, jak kortyzol działa na mózg niemowlęcia), nie zawsze też dawał radę nakarmić córkę butelką, wolała pierś, przy której się uspokajała. Działał instynkt - najpierw zaspokajałam potrzeby dziecka, a na swoje już nie miałam czasu.
I wiem, że to wszystko nie było dla mnie dobre, ale czasem nie ma wyjścia... I mimo że córka jest wspaniała, ja więcej dzieci nie chcę, bo trzeba za to zapłacić dużą cenę.
Może po prostu została wywieziona od swojego miejsca zamieszkania o kilkadziesiąt kilometrów i nie ma swoich koleżanek w tym miejscu. A to co masz uznaje za koleżankę to tak faktycznie jego koleżanka. Nie wiadomo czy dziewczyna pracowała czy nie w tym miejscu. Sama byłam w takiej sytuacji gdzie znalazłam się 200km od domu i bliskich, nikogo poza chłopakiem. Na szczęście pracowałam więc szybko znalazłam sobie kogoś do pogadania. Raz tylko miałam sytuacje że nie pracowałam więc potwornie źle się czułam. Do dzisiaj mam mega awersję do tego miasteczka i nie chce w nim nigdy, przenigdy się znaleźć.
Faktycznie może to być baby blues, a może to być zwykłe znacznie wynikające z nieprzespanych nocy i problemów które się nawarstwiły. Poza tym zmiana hormonów też daje w kość.
Przepraszam, opisalem sytuację, z mojego domu.
Żona dla siebie malować się nie chciała, bo normalnie rzadko to robi (tylko jak musi na specjalne okazje), a balsamy jeszcze w czasie ciaży zabezpieczyła, po to, żeby właśnie przy noworodku nie musieć się martwić.
W jej przypadku po prostu pomógł sen i dużo dobrego jedzenia (ale nie w granicach zdrowej diety).
Depresja poporodowa to częste zjawisko i często niepotrzebna jest wizyta u lekarza, tylko przeczekanie. Zwłaszcza, że w pierwszych tygodniach takie wyjście to dodatkowy stres: najpierw musisz dziecko nakarmić (czyli najczesciej je obudzić), potem przewinąc i od nowa ubrać, podjac decyzję, w co je ubrać, samemu się ubrać, często na tym etapie ponownie nakarmić, ubrać, włożyć do fotelika, pojechać na wizytę.
Matki karmiące piersią w pierwszych tygodniach nie zostawią noworodka na kilka godzin... Wszędzie to dziecko trzeba zabrać. A dodatkoey stres to jeszcze zabrać ze sobą rzeczy dla dziecka, pieluchy, ubranka na zmianę. I jeszcze przyzwyczaic się do karmienia publicznie.
To nie takie łatwe. Pamiętam, jak moja żona w pierwszym tygodniu chciała sama wyjśc do apteki pod blokiem po kilka leków dla siebie i dziecka... Musiała wrócić nakarmić zanim zdążyła wystać swoje w kolejce.
Możliwe też, że po prostu kobieta wzięła za dużo na siebie, bo nie ufa, że mąż sobie tak doskonale poradzi jak ona. No bo przecież wiadomo, jacy faceci są "niepasujący"do niemowlaków i zaraz wszystko spieprzą. A wyjście ze śmieciami jest na tyle krótką chwilką, że mąż nie zdąży niczego zepsuć/zniszczyć/skrzywdzić.
A może nasłuchała się po prostu, tak jak z Karoliną było, jak to reszta szwagierek z łezką w oku wspomina swoje rozkoszne maleństwa, które teraz są nastolatkami. A jej się "dostało"małe rozwydrzone coś, które spać całymi dniami nie chce, jak dzieci szwagierek. Więc próbuje udawać, że u niej maleństwo też jest aniołkiem prosto z nieba, którego wcale, a wcale, nie chce za okno wystawić.
Ale fakt, lepiej żeby dobry psycholog na to spojrzał, bo może wystarczy lekkie naprostowanie myślenia, a możliwe, że żona schodzi do coraz głębszej studni.
Ktoś - w sumie to my nie wiemy, czy to jest ledwie parę tygodni od porodu, czy może więcej, bo jednak autor tego nie zaznaczył. Równie dobrze może nie być już sensu "przeczekanie", bo ten czas minął.
@fake-
"Partnerka kiepsko znosi nowe realia po przyjściu syna na świat."
Pierwsz zdanie sugeruje, że to jakaś świeża, nowa sytuacja. Ale fakt, bezpośrednio nie jest to napisane.
Jeśli stan depresyjny trwa dłużej niż dwa tygodnie albo widoczne są poważne oznaki (zaniedbywanie dziecka, obchodzenie się z nim w sposób instrumentalny, zaniedbywanie własnych potrzeb), to lepiej posłać do psychologa, ale często... po prostu połóg tak wygląda. Nie jest to nic nienormalnego.
O losie, ale wywody psychologow specjalistow behawiorystow. Za to rozumienie sarkazmu na poziomie 5 latka
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
Ariadna | 89.64.69.* | 24 Marca, 2022 21:08
Jeśli wcześniej taka nie była, to może być po prostu tymczasowy efekt zmian jakie przynosi pojawienie się dziecka, i jest duża szansa że z czasem jej przejdzie. Tylko niech pozwoli sobie pomóc.
Nawet zdrowe psychicznie i stabilne emocjonalnie osoby mogą mieć takie przejściowe problemy w nowych, stresujących, męczących sytuacjach.
Rzucenie kobiety, gdy mają małego dzieciaka nie byłoby mądrą ani właściwą moralnie decyzją.