Jeszcze do niedawna miałem wrażenie, że to poniedziałki są tymi "złymi"dniami. Teraz zaliczyć mogę do nich śmiało także niedziele. Miałem załatwić parę spraw w mieście oddalonym o ok. 60 km od mojego. Po ostatnich "przebojach"z PKP postanowiłem skorzystać z usług jednego z prywatnych przewoźników. Wsiadłem więc do busa z zamiarem przejazdu po prostu od A do B. Kilka km od pierwszego przystanku bus zepsuł się. Kierowca zjechał na pobocze, zdenerwowany zaistniałą sytuacją zadzwonił po kolejny bus. Wypaliłem papierosa w oczekiwaniu na bus zastępczy. Faktycznie, trwało to dość szybko, bo nawet go nie dokończyłem, a już przesiadaliśmy się do następnego środka lokomocji. Myślałem, że to koniec przygód na ten dzień, jednak było nieco inaczej. Chciałbym dokończyć tę historię w miarę łagodny sposób, jednak jest ona tak paskudna, że ciężko mi będzie dobrać odpowiednie słowa, by ją przedstawić, postaram się jednak to zrobić. Tak więc po przygodzie z zepsutym busem, przesiedliśmy się, jedziemy dalej. Mija kilka minut, przejechaliśmy kilka kilometrów i stało się. W busie, który mieści może 20-25 osób, gdzie nie ma klimatyzacji przy 35'C upale i nie ma możliwości otworzenia okien, bo po prostu są zamknięte "na stałe"rozległ się okrutny smród niemowlęcej biegunki. Jestem odporny na tego typu przygody, jednak to zaczynało mnie przerastać. Ludzie siedzący w tej ciasnocie zwyczajnie zaczęli na początku spoglądać na siebie i wzajemnie szukać winnego tego - nazwijmy to - zamieszania, gdy po chwili po prostu nie mieli nawet odwagi wyciągnąć twarzy osłoniętej koszulką, bluzą, czymkolwiek się dało. Słychać było tylko jeden wielki kaszel, zadławienia i odruchy wymiotne. Jedziemy w tym standardzie kilka kilometrów dalej, nie zmieniło się kompletnie nic. Matka tego biednego niemowlaka zaczerwieniła się, miałem wrażenie, że chce zapaść się pod ziemię jak najszybciej. Próbowała chociaż zakryć dziecko od pasa w dół kocem, by zatrzymać aromaty wydobywające się z jego pampersa, lecz działało to na zasadzie kumulacji i za każdym razem, gdy dziecko chociaż odrobinę podniosło koc, "zapach"ulatniał się ze zdwojoną siłą. Od samego zajścia minęło 5-7 minut, gdy nagle, za moim siedzeniem pewien mężczyzna siedzący nieopodal niemowlaka przegrał walkę ze samym sobą wymiotując na podłogę busa. Od tamtego momentu jechaliśmy już nie tylko z zapachem niemowlęcej biegunki, ale i wymiotów ofiary wcześniejszego zdarzenia. YAFUD«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
2
1
ffff | 193.33.125.* | 08 Września, 2013 22:01
Matko, to kierowca nie mógł się zatrzymać gdzieś i np. wysadzić kłopotliwych pasażerów? Wszyscy do końca jechali w tym smrodzie?
Słyszałam gdzieś o tego typu pojazdach - niemożność otworzenia okien, bo jest klimatyzacja, ale nie jest wykorzystywana, bo za dużo paliwa by zeżarło... Ten `mondry`, który zatwierdził przyjęcie takich autobusów/busów w Polsce - albo jest imbecylem, albo wziął dobrze w łapę. Jak myślicie?
ffff | 193.33.125.* | 08 Września, 2013 22:01
Matko, to kierowca nie mógł się zatrzymać gdzieś i np. wysadzić kłopotliwych pasażerów? Wszyscy do końca jechali w tym smrodzie?
LILIANNA [YAFUD.pl] | 09 Września, 2013 06:46
Słyszałam gdzieś o tego typu pojazdach - niemożność otworzenia okien, bo jest klimatyzacja, ale nie jest wykorzystywana, bo za dużo paliwa by zeżarło...
Ten `mondry`, który zatwierdził przyjęcie takich autobusów/busów w Polsce - albo jest imbecylem, albo wziął dobrze w łapę. Jak myślicie?
Cherry [YAFUD.pl] | 09 Września, 2013 07:13
@ffff albo nie tyle wysadzić, co zatrzymać się na poboczu by matka zmieniła szybko pampersa. Kilka minut i nie byłoby więcej problemu.