To jest chyba YAFUL :/
Może jeszcze nie jest za późno na ułożenie sobie nowego życia z kimś innym..
Typowo "nowoczesne"podejście - coś nie działa to lepiej zmienić na nowe.
Sukcesem naszych dziadków, którzy przeżyli ze sobą 40+ lat jest to, że gdy coś się psuje to się to naprawia, a nie wymienia na nowe. Jak widać do związku podchodzisz z punktem widzenia typowego konsumpcjonisty.
A Ty dziewczyno zabierz tego idiotę do poradni małżeńskiej albo przypomnij mu w odpowiedni dla Was sposób jak to było na początku. Stagnacja dopada każdego ale to nie znaczy, że należy się poddawać po pierwszej jego odmowie. Tak to w związku bywa, że czasem jedna osoba musi zawalczyć nawet gdy druga jest obojętna. Jeśli będziesz czekać na jego ruch, to możesz doczekać się nie takiego ruchu jakiego oczekujesz.
Powodzonka życzę!
Nasi dziadkowie i pradziadkowie i dalej, byli ze soba 40lat i wiecej, bo czasy do tego zmuszaly i mentalnosc. Malo kobiet pracowalo, wiec zwyczajnie nie mogly odejsc z powodow finansowych. Przedstawiasz bajke przeszlosci, a demonizujesz terazniejszosc. Zwiazek to nie tylko umowa, ale dbanie o siebie nawzajem. A tu ewidentnie jedna osoba ma druga w nosie. Owszem, trzeba walczyc, ale wszystko ma swoje granice. Mozna ozywiac trupa, ale nadal to bedzie zywy trup.
Sukcesem długich związków w przeszłości jest zasługa (a raczej wpływ) kościoła, rządu i kultury. Dla przypomnienia 40 lat temu kobieta niezamężna nie mogła wynająć sama pokoju w hotelu. A jeśli była zamężna, to TYLKO z mężem lub za jego pozwoleniem. I to nie działo się nie w jakiejś Turcji czy Egipcie - babci albo matki spytaj jak było. Kolega powyżej wyjaśnił z perspektywy finansowej i kulturowej ówczesny model rodziny i podał genialny przykład, że kiedyś faktycznie się naprawiało a nie wyrzucało i zmieniało na nowe - ale to też dlatego, że kiedyś jakość i materiał były wykonane z porządnych surowców które dało się i warto było naprawiać. Obecnie czasy są takie, ze jesteśmy zalani masą bylejakości, nie wartej napraw a tylko wymiany na nowe. To samo tyczy sie niestety ludzi i obecnego stylu życia - oby szybciej, taniej, byle jak i do przodu. Nie ma niestety złotego środka, możemy tylko miec nadzieję, że będzie.
Jak ja uwielbiam twoje analizy (i wydawanie wyroków) wieloletnich związków ma podstawie jednej sytuacji.
Sukces dlugoletnosci małżeństw naszych dziadków był spowodowany powszechnym ostracyzmem rozwodników. Ludzie żyli dziesiątki lat w nieszczęściu i męcząc się z drugą osobą, "bo tak trzeba i co ludzie powiedzą".
Komentarze o dlugosci niegdysiejszych malzenstw - prawda.
Spytalam kiedys przyszywanej babci czy kocha przyszywanego dziadka (8 lat mialam)
"Nie"i to bez zastanowienia. Malzenstwo 40 lat.
Spytalam "dlaczego mieszkacie razem?"
"Jestesmy za starzy zeby kogos szukac i mieszkanie mamy wspolne".
Od dawna juz nie zyli ze soba tylko obok siebie. W odrebnych pokojach. Nigdy nie jedli razem. Nawet dwa telewizory mieli. Kontakt ograniczony do minimum. Wole sie rozwiesc niz tak zyc...
Że niby masz brandzlować się zwierzęciem?
Mundial trwa, co?
Jej się WYDAJE, że coś wie, a g wie. Wylewa swoje mentalnie wioskowe "mądrości"pod każdym yafudem. Żałosna postać.
Jak rodzice mojej mamy! I rodzice taty też...
A moi dziadkowie byli malzenstwem ponad 55 lat i caly czas sie kochali. Po prostu tak jak i teraz - malzenstwa sa rozne
Ale tak jak mowisz jest super. Ja nie dyskredytuje starych malzenstw. Mowie tylko ze ten epos starych dobrych czasow jest troche na wyrost zbudowany.
"Bo kiedys ludzie sie nie rozwodzili i byli ze soba"
No nie rozwodzili sie, bo tak jak ktos powiedzial - wzgledy finansowe, religijne, spoleczno-kulturowe.
Plus super malzenstwa jak Twoich dziadkow. Ale teraz tez sie beda takie zdarzac przeciez.
Kiedys byly czasy, teraz juz nie ma czasow;)
Dokładnie tak, małżeństwa były i są różne. Tylko, że kiedyś małżeństwa, którym nie wychodziło żyły dalej ze sobą męcząc się przy tym, a dzisiaj się po prostu rozwodzi
Nie przejmuj się. Wy baby tak macie.
Jeśli nie było przemocy domowej, wzajemnej złośliwości, nienawiści i dało się jakoś wytrzymać, nie widzę w tym nic dziwnego. Może i uczucie między nimi zniknęło(jeśli kiedykolwiek było), ale życie codzienne było znośne. W starszym wieku lepiej było im żyć spokojnie i wygodnie, obok siebie. Rozumiem ich.
Rozwodząc się, szukając sobie innego mieszkania lub partnera na starość, co najmniej jedno z nich narobiłoby sobie dużo stresu - i być może uszczupliłoby środki materialne do przekazania dzieciom i wnukom.
Niejedno małżeństwo przetrwało ze względu na dzieci. Dziś ludzie są na to zbyt egoistyczni. Oczywiście nie mam na myśli małżeństw ewidentnie patologicznych, tylko takie, którym "nie wyszło". Jeżeli podłożem jest egoizm to i następny związek raczej się nie uda.
Bez przesady... 40 lat temu nie był taki ciemnogród już. Obie moje babcie (a jedna była ze wsi) pracowały i nie miały problemu z tym by uczciwie zająć dobre, wysokie stanowiska. Dodatkowo jedna z nich była młodą rozwódką i spokojnie utrzymała dwójkę dzieci, a po latach wzięła ślub. 40 lat temu był rok 1978 a nie 1918.
W tej kwestii sie z Toba zgadzam. Latwiej na starosc nie byc samemu i moze zostac przyjazn miedzy nimi. Akurat w tym przykladzie, ktorym dalam byla niechec. Nie taka wielka, bez awantur sie obywalo, ale byla obopolna frustracja i to troche czuc bylo.
Ja osobiscie bym nie chciala, bo jednak nie czulabym komfortu w takiej sytuacji. No chyba ze na starosc mi sie zmieni.
Dla mnie po prostu istotniejszy byłby spokój, znośne życie i przede wszystkim - przekazanie przyszłemu pokoleniu nienaruszonego spadku, zamiast np. wydawania pieniędzy na wynajem mieszkania dla siebie, czy na prawnika do rozwodu. Mając świadomość, że z własnym życiem wiele już nie zrobię, nie czułabym potrzeby poprawiania na siłę własnego komfortu psychicznego - wolałabym skupić się jeszcze na tym, co mogę zrobić pożytecznego dla przyszłego pokolenia.
Przeciez ja nie napisalam, ze 40 lat temu, tylko ze nasi dziadkowie, pradziadkowie i dalej byli ze soba 40 lat i wiecej.
Jestem dzieckiem, gdzie moi rodzice byli ze sobą ze względu na dzieci, a właściwie dziecko, bo ja byłam najmłodsza, moje rodzeństwo było już "na swoim". I wiesz co? Jako dziecko mające takich rodziców DUŻO BARDZIEJ wolałabym, aby się rozwiedli, niż trwali ze sobą ze względu na moje "dobro". Przypadkiem się dowiedziałam, że mama planowała rozwód, ale pojawiłam się ja, więc zrezygnowała i od tego czasu do końca życia będę miała wyrzuty sumienia, że moja mama, którą kochałam najmocniej na świecie musiała się męczyć z kimś, kto niszczył jej życie, z MOJEGO POWODU. Znam kilka osób, gdzie rodzice byli ze sobą dla dobra dziecka i wszystkie te osoby mówią, że wolałyby, aby rodzice się rozwiedli bo atmosfera w takim domu to nie sielanka i wsparcie tylko wyczuwanie negatywnych uczuć między rodzicami. Dziecko zaczyna myśleć, że to jego wina, nie ma przykładu normalnej miłości tylko poświęcenie się i jak wyglądać będzie małżeństwo takiego dziecka jak dorośnie? Skoro nigdy nie widział miłości między rodzicami, to nie będzie umiał pokazać partnerowi miłości. Dzieciom? Pewnie tak, ale dla stworzenia normalnego związku będzie musiał bardzo pracować nad sobą. Nie jestem zwolenniczką rozwodów bez powodu, uważam, że większość problemów można przepracować, ale NIGDY nie warto być ze sobą na siłę...
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
Sakkij | 94.254.244.* | 02 Lipca, 2018 13:00
Może jeszcze nie jest za późno na ułożenie sobie nowego życia z kimś innym..
Natura_Rzeczy | 188.146.201.* | 02 Lipca, 2018 16:10
Nasi dziadkowie i pradziadkowie i dalej, byli ze soba 40lat i wiecej, bo czasy do tego zmuszaly i mentalnosc. Malo kobiet pracowalo, wiec zwyczajnie nie mogly odejsc z powodow finansowych. Przedstawiasz bajke przeszlosci, a demonizujesz terazniejszosc. Zwiazek to nie tylko umowa, ale dbanie o siebie nawzajem. A tu ewidentnie jedna osoba ma druga w nosie. Owszem, trzeba walczyc, ale wszystko ma swoje granice. Mozna ozywiac trupa, ale nadal to bedzie zywy trup.