Jako, że choroba rzuciła mnie do łóżka, zaczęłam rozpamiętywać jak to moja odporność sponiewierała mnie przez wiele lat swoją nikłą obecnością. Kulminacja nastąpiła w gimnazjum, kiedy to łapałam praktycznie wszystko co istniało w powietrzu, więc chorowałam średnio co dwa tygodnie po dwa tygodnie- co się z tym wiąże ciągle siedziałam u lekarzy, a następnie w domu. A w szkole byłam dosyć rzadko... Niestety nawet nauczyciele nie do końca rozumieli tą sytuację więc ciągłe zwolnienia i usprawiedliwienia zaczęły zapętlać błędne koło. Byłam zawsze dobrą uczennicą i nawet z nieobecnościami zawsze 3 czy 4 miałam, więc nie było tragicznie. Po pewnym czasie nie dość, że nauczycielki zaczęły mówić do mnie tekstami typu: "o wreszcie przyszłaś... byłaś chora? Taaaaak choora, oczywiście (tu żałosny uśmieszek)". "ja ciągle mam ci coś usprawiedliwiać?! no ale jak to?!"i wiele innych tego typu tekstów negujących moje nieobecności. Tłumaczenia nic nie dały. Zaświadczenia lekarskie dla nich przestały mieć moc. Byłam dla nich zwykłą wagarowiczką. A naprawdę zdychałam w domu. Wracając do określenia błędne koło. Nastawienie nauczycieli przełożyło się na nastawienie uczniów. Przestano mi podawać lekcje. Odsyłano do innych osób. Prośby o pożyczenie zeszytów, o podanie stron przerabianych spotykały się z odpowiedziami od osób z klasy z którymi miałam kontakt: "może frytki do tego?""nie chce mi się""niech ktoś inny Ci poda". TAAAAK. Kochane gimnazjum. Do tej pory krew mnie zalewa, jak tak w ogóle było można robić? Dopiero po interwencji mojej mamy u wychowawcy jedna czy dwie osoby z wielką łaską czasem mi coś podawało, a po resztę dzielnie goniłam za nauczycielami... Na szczęście te lata już odeszły. Pomijam fakt, że było to gimnazjum najlepsze w powiecie. Ale równocześnie pozostawiło najgorsze wspomnienia i najgorsze uczucia... Po dwuletniej batalii z "kolegami i koleżankami"pomijając już nauczycieli wreszcie ktoś podrzucił pomysł: nauczanie indywidualne! I tak oto połowę III gimnazjum spędziłam na szczęście w domu. Dopiero wtedy nauczyciele spojrzeli na mnie normalniej. I stali się wręcz współczujący (przychodzili też gdy kasłałam i smarkałam im nad głową). Przepraszam, że tak długo, ale te dwa pierwsze lata zepsuły mi kawał życia i wprowadziły nieodwracalne zmiany w mojej psychice. (Jak ma się czuć dziecko, któremu nikt nie wierzy? Nikt nie chce pomóc?) Niestety odporność w liceum nie była lepsza ("złapałam"nawet gruźlicę(sic!), ale to materiał na inną historię) YAFUD!«Poprzednia wpadkaNastępna wpadka »
Rowerzysta | 77.89.105.* | 26 Września, 2014 23:07
Ściągnięte ze strony o diabelskich klientach...
fejk | 178.37.90.* | 27 Września, 2014 00:18
A może piekieInych? :D
kod z obrazka to glupi wymysl | 82.39.78.* | 28 Września, 2014 01:53
Dla mnie to brzmi jak AIDS lub nawet białaczka, radzę się zbadać.