Jakoś nie chce mi się wierzyć w tego yafuda...
To mało wiesz o życiu. Ja byłam o krok od poślubienia takiego 'maluszka', na szczęście w porę się otrząsnęłam.
Mamy rozumieć że zawsze sobie wybierasz męża na podstawie tego jak zachowuje się jego matka?
To ile byliście ze sobą, że zorientowałaś się dopiero tuż przed ślubem, że jest "maluszkiem"? No i jeżeli miał normalne podejście do Ciebie i nie zorientowałaś się przez kilka lat, że coś jest nie tak, to czemu zrezygnowałaś? To nie świadczy źle o Twoim narzeczonym, tylko o Tobie. :)
Skoro rodzina i znajomi(?) To mogła być impreza i mógł pojawić się alkohol, a po alkoholu różnie ludzie się zachowują.
Szczerze mówiąc, nic się takiego nie dzieje jak się zmiesza z czymś leki, albo weźmie kilkanaście tabletek, jakieś skutki są, ale nie śmierć czy jakiś ciężki stan..
Uciekaj, nie warto mieć "maluszka", chyba że "maluszek"potrafi się przeciwstawić mamusi.
I to jest dobra matka.
Broni maluszka przed niedobrą kobietą
Zależy od zachowania i postawy nie tylko matki, ale przede wszystkim mężczyzny - tego, na ile związany jest z matką.
Jeżeli jest mocno związany z toksyczną matką - świadczy to o nim samym, o jego problemach i jest to powód, aby zrezygnować z małżeństwa z nim.
Jak najbardziej, zgadzam się. Ale tego się nie zauważa dopiero tuż przed ślubem, chyba że był brany maksymalnie szybko.
Bardzo ograniczony punkt widzenia. Sama tkwiłam w takim związku trzy lata i chociaż od początku widziałam, że relacja mojego faceta z matką jest toksyczna, np jak zostawał u mnie dłużej (oczywiście mieszkał z matką) to pisała „mam problemy z sercem, jadę do szpitala, ale nie przejmuj się”, ale ciągle miałam nadzieję, że uda mi się to zmienić. Jednak w krytycznym momencie, kiedy mamusia przegięła całkowicie to doszłam do wniosku, że nie wytrzymam całego życia w tym trojkącie, pomimo uczuć jakimi darzyłam byłego :) i to najlepsza decyzja jaką podjęłam w swoim życiu.
Pozwól, że odpowiem Ci Twoim własnym cytatem: "tkwiłam w takim związku trzy lata i (...) od początku widziałam, że relacja mojego faceta z matką jest toksyczna".
Więcej dodawać nie trzeba. UTTP zorientowała się dopiero przed ślubem - sama chyba rozumiesz, że coś tu jest nie tak. Albo uparcie ignorowała wszelkie sygnały zaślepiona chęcią ślubu, albo problem występował tylko od strony nadopiekuńczej matki, od której wystarczyło się odciąć, jeżeli jej mąż zachowywał się na co dzień normalnie i nie był związany z nią pępowiną. Nie można się przez kilka lat nie zorientować w formie relacji i zobaczyć to dopiero "krok przed ślubem".
I dodam tylko, skoro już jesteś złośliwa i personalna, kto z nas ma tu "bardzo ograniczony punkt widzenia", jeżeli widząc tę relację nie zrozumiałaś, w co się pchasz? :)
Pisząc w ten sposób, mam niemal pewność, że nigdy nie byłeś/łaś naprawdę zakochany. Nie od dziś wiadomo, że miłość zaślepia.
Kurczę, no nie wiem, jestem w szczęśliwym małżeństwie od 9 lat. Wystarczy od samego początku zwracać uwagę na to, czy partner/ka nie ma cech, które będą przeszkadzać za kilka lat, kiedy minie etap zauroczenia i zakochania, a pozostanie (albo i nie) miłość. No ale jak ktoś ma ograniczony punkt widzenia, który potem wytyka innym, to tak bywa, że może się zaślepić i potem wylewać żale na portalach internetowych.
Czyli rozumiem, że Twoim zdaniem taka relacja partnera z matką dyskwalifikuje go na samym początku? Jeżeli w grę wchodzą uczucia to w pierwszej kolejności podejmuje się próby zniwelowania takich „wad”, gorzej jeżeli pępowiny odciąć się nie da i bynajmniej nie jest to ograniczony punkt widzenia :) żale, jak to pięknie ująłeś wylewałabym, gdyby pomimo tych sygnałów pozostała w związku z tym facetem i nadal ponosiła konsekwencje. Człowiek uczy się na błędach i wbrew temu co piszesz życie ni jest czarno białe
Jak życie pokazało na miliardzie przykładów, jeżeli dorosły (podkreślę: dorosły) mężczyzna nie potrafi żyć bez matki i nie potrafi się jej przeciwstawić, a matka wtrąca się do jego życia i on nie ma nic przeciwko temu, szansa, że się to zmieni w przyszłości, jest bliska zeru. Jemu po prostu taka relacja pasuje. Albo bierzesz go z całym inwentarzem i akceptujesz taki stan, albo rezygnujesz na samym początku. Wybór podejmujesz sama. Dla mnie owszem, relacja partnera z matką w takiej formie dyskwalifikuje go już na początku, bo nie chcę żyć w trójkę. Tak samo jak dyskwalifikowałoby dla mnie drugą osobę to, że beka i pierdzi w towarzystwie, w ogóle nie potrafi zająć się domem albo leży całymi dniami na kanapie i nie chce pracować. Wierzenie w to, że się ją zmieni, jest naiwne - niby możliwe, ale statystyki mówią wyraźnie, że jest to mało prawdopodobne, a szkoda byłoby mi kilku lat życia, nie żyjemy wiecznie. Widzą gały, co biorą, tylko trzeba mieć "szeroki punkt patrzenia"i dostrzec problemy, które czają się na horyzoncie, a nie tylko całusy i przytulasy. Początkowe uczucia miną, od Ciebie zależy, czy potem zostanie miłość czy złość na partnera, że jednak coś, co na początku Cię tylko delikatnie drażniło, urosło do rangi dużego problemu, bo zignorowałaś to na początku. Początkowa "miłość"(a w sumie zauroczenie) naprawdę nie zaślepia na tyle, żeby pewnych rzeczy nie widzieć. Wystarczy chcieć dobrać do siebie partnera, z którym będziesz mogła zrealizować "i żyli długo i szczęśliwie".
Jak związałam się z moim ex i zobaczyłam jak wyglądają jego relacje z mamą, uważałam to za urocze, bo dla mnie ważne jest, żeby mój mężczyzna był rodzinny. On był kierowcą ciężarówki, więc przez cały związek spędzaliśmy razem weekendy, święta, czasami jeździłam z nim w trasy. Był bardzo związany z mamą i fakt, były symptomy tego, że uważa ją za nieomylną, ale przymykałam na to oko, bo nie ingerowała w nasze decyzje.
Co prawda za każdym razem jak sprzątałam w 'naszym' pokoju, ona przychodziła i sprawdzała czy dobrze, zawsze musiała chociaż kwiatka przestawić albo poprawić firankę. Dopiero po dwóch latach spędzania tam praktycznie 30% czasu, mogłam sama zrobić nam śniadanie.
Ale zawirowania zaczęły się jak zaczęliśmy organizować wesele. Mamusia powiedziała, że sala jednak nie taka, a synuś, mimo że zapłaciliśmy zaliczkę, przytaknął i powiedział, że zmienimy. Taka sama sytuacją z orkiestrą.
Mamusia listę gości robiła, gdzie on połowy osób nawet nie kojarzył, ale trzeba zaprosić. Byłam w stanie to znieść, bo bardzo chciałam być żoną. Za bardzo.
Rok przed zaplanowanym ślubem, czarę goryczy przelały słowa w trakcie kolejnej dyskusji na temat tego, że nie chcę mieszkać z jego mamą po ślubie, bo nie zniosę ciągłej inwigilacji i wtrącania się.
Powiedział: Mnie się z mamą dobrze mieszka. Jak chcesz to możesz po ślubie mieszkać ze swoimi rodzicami, bo ja od moich się nie wyprowadzę.
Nie miałam wyjścia, to mi uświadomiło, że zawsze będę tą drugą.
Bycie mężem czy żoną wale nie oznacza miłości. Mówisz, że jesteś szczęśliwy, może i tak, ale czy wciąż zakochany? (nie mówię tu o zauroczeniu). To, że Ty masz "szeroki punkt widzenia"nie oznacza tego, że każdy tak potrafi rozumować. Są różni ludzie. W większości przypadków wszystko zależy od ich cech charakteru, naiwności, a nie od przymykania na coś oka. Pomyśl o tym kiedyś.
Dobrze zrobiłaś. Jak mówi przysłowie lepiej późno, niż wcale. Mam taką koleżankę, która też odwołała ślub dosłownie 2 tyg przed uroczystością. Najważniejsze jest wsparcie bliskich w tym ciężkim okresie, ona natomiast musiała wysłuchiwać jeszcze żali rodziców, że to wstyd itp. Jakoś przeżyła, zrobiła jak czuła. Warto wyciągać odpowiednie wnioski z takich sytuacji. Ona jednak nie nauczyła się na błędach, mam nadzieję, że Tobie się to uda.
Moja rodzina bardzo mnie wspierała w tym czasie, na szczęście zawsze mogłam na nich liczyć.
Teraz jestem mężatką od prawie roku i mój obecny mąż, jeszcze przed ślubem, nauczył mnie jak być naprawdę szczęśliwą bez względu na okoliczności. :)
Wyznajemy takie same wartości w życiu, szanujemy się, wspieramy i zdecydowanie patrzymy w jednym kierunku. Oczywiście mając 'szeroki punkt widzenia'.;)
Bardzo kocha swoją mamę, ale naszą niezależność kocha tak samo.
Haha, no tak, jesteś szczęśliwy w związku, przechodzenie z drugą osobą przez życie jest cudownym doświadczeniem, a nie udręką, więc automatycznie trzeba założyć, że coś musi być nie tak i nie ma w tym związku miłości i zakochania. :D Nie będę z tym dyskutować, zostawiam Cię samego/samą z myślami. :D
Nic nie zakładam, ani nie insynuuję, tylko pytam, a to duża różnica. Można być w szczęśliwym związku, gdy miłość się wypali a zostanie wyłącznie przyjaźń i przyzwyczajenie. Skoro u Ciebie jest ok, to się cieszę. Znam jednak sporo ludzi, którzy są ze sobą z przyzwyczajenia i taka atrapa daje im poczucie szczęścia.
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
HVSU | 185.93.94.* | 21 Lipca, 2018 21:57
Jakoś nie chce mi się wierzyć w tego yafuda...