Nieodpowiedzialni byli opiekunowie, mieli szanse sami poinformowac, ale woleli siedziec cicho.
Albo mamusia miała kiedyś przyjaciela
moj szef ma adoptowane dziecko i chce jej to powiedziec po osiemnastce. zreszta ona do papierow i tak wczesniej dostepu miec nie bedzie.
takich rzeczy sie nie robi. nauczyciel powinien uzywac mozgu, nawet jesli to boli.
Tzw fu.kingfriend
Aaa nauczycielka pewnie jest mloda, pewnie zaczela dopiero prace, chciala uatrakcyjnic zajecia, tak zeby pokazac dzieciom ze biologia przydaje sie w zyciu itd. No i wyszedl klops. Watpie, zeby to byla jakas nauczycielka z wiekszym starzem, bo uczac biologii juz tyle lat, wpadlaby na ten pomysl wczesniej.
Dajcie spokój. Uważacie, że to wina nauczycielki? Przeprowadziła praktyczną lekcję, ciekawą, "wymusiła"jakieś zaangażowanie od uczniów. Wiele bym dała za taką nauczycielkę.
Nie powinna mieć Pani wyrzutów sumienia tylko dlatego, że rodzice okłamywali swoje dzieci.
Albo to dzieci skłamały, żeby jeszcze bardziej "uatrakcyjnić"zajęcia;)
tak, to jest wina nauczycielki. po to studiowala X lat, zeby wiedziec, ze po takiej a takiej lekcji rozne cuda moga sie dziac. wyobraz sobie teraz, ze na lekcji biologii dowiadujesz sie, ze twoi rodzice robili cie cale zycie w c iula. fajnie sie dowiedziec? przeciez taka interesujaca lekcja, a nauczycielka sie starala.
Nie wiem jak teraz, ale jak sama chodziłam do LO to krzyżówki grup krwi były rozrysowane w każdym podręczniku do biologii. Bez zachęty nauczyciela każdy kto zrozumiał jak to działa mógł sobie takie rodzinne dziedziczenie sprawdzić. Rodzice, którzy czekają do 18stki albo w ogóle nie chcą informować dziecka o jego pochodzeniu powinni się odpowiednio przygotować (i np oklamac dziecko co do swojej grupy krwi tak aby się wszystko zgadzało). No chyba że liczą że ich pociecha nie ogarnie tematu dziedziczenia...
Otoz to... Poza tym, oszukiwanie wlasnego dziecka, skutkuje wylacznie tym, ze dziecko przestaje rodzicom ufac i kontakt rozluznia sie. Trzymacie dziecka w bledzie, w niewiedzy, klamanie w zywe oczy dziecku (dla jego dobra), jest groteska. Klamstwo to klamstwo, nigdy nie jest dobre. Rodzice, oszukujac dziecko np w kwestii adopcji, kiedy dziecko jest to w stanie zrozumiec, swiadomie zrywaja z tym dzieckiem wiez.
Miałam prawie identyczną sytuację w liceum, kiedy jeszcze byłam uczennicą :). Nauczycielka tłumaczyła nam dziedziczenie na przykładzie kolorów oczu (że z dwójki rodziców o niebieskich oczach praktycznie nie ma szans na kogoś z ciemnobrązowymi oczami). Tutaj obruszyła się koleżanka, bo ona miała oczy prawie czarne, a jej rodzice błękitne. Nauczycielka trochę straciła rezon i zaczęła plątać, że istnieją w naturze wyjątki.
Jakiś czas później okazało się, że dziewczyna rzeczywiście miała innego ojca.
A rodziców myślenie nie boli? Nie mieli biologii w szkole/przyrody? Nie zapytali po co to dziecku? Jeżeli tak, nie pomyśleli, że może coś wyjść nie tak?
oczywiscie ze fajnie. bycie oklamywanym jest w zasadzie tak jak byc opluwanym. zdecydowanie wolalbym znac prawde. zreszta nigdy nie rozumialem dlaczego oklamuje sie ludzi - na przyklad w szpitalu. jest mozliwe ze jak bede mial nieuleczalna chorobe i tydzien zycia przed soba to lekarz to zatai i powie rodzinie, a mi bedzie sciemnial ze zdrowieje. jak sie dowiedzialem ze to standardowa praktyke, to natychmiast przestalem wierzyc lekarzom. koles ktory ma mnie leczyc moze mnie oklamywac na temat stanu mojego zdrowia. ale jak to? to po co w ogole go sluchac? koszmar.
Po co chcecie obcym ludziom dzieci wychowywać? A potem zdziwienie, że młoda mamuśka uważa, że każdy naokoło powinien się jej dzieckiem zajmować i tylko ona nie musi.
Inna sprawa - wrócili ponownie do wyznaczania grup krwi dzieciom po porodzie? Wiem, że starsi ode mnie mieli w papierach grupę krwi (którą ponoć i tak nie respektowano, gdy przyszło co do czego), ale u mnie w papierach jest pusto. Więc na takich zajęciach z nauczycielką prawda nie wyszłaby na jaw - nie było co porównywać, można było tylko spekulować co ja mogę mieć, na podstawie grup krwi rodziców.
Teraz swoją grupę już znam, rodziców nie wyklucza :P
Okłamywanie dziecka nt. swojej grupy krwi też może być słabe. Co jeśli któreś z rodziców będzie miało wypadek wymagający transfuzji? Wtedy dziecko dowie się prawdy
Akurat w przypadku koloru oczu sprawa jest bardziej skomplikowana, kontrolowane przez więcej niż jeden gen i rodzice o niebieskich oczach jak najbardziej mogą mieć ciemnookie dziecko, z tym że jest to rzadkie. Nie wiem jak to wygląda w nowych podręcznikach, ale mnie też jeszcze niedawno uczyli błędnego modelu.
taki przypadek tez znam (chociaz nie wiem, czy jeszcze zyje). Znajomy facet mial guza mozu. Mimo operacji jego zona powiedziala nam, ze to juz sa ostatki, ale on o tym nie wie i ona mu o tym mowic nie bedzie, zeby go nie stresowac.
A wracajac do adopcji - co ci to da, ze ci powiedza? Przy byle jakiej klotni co najwyzej rykniesz - "nie jestes moja prawdziwa matka", a kim twoja prawdziwa matka jest i tak sie do pewnego momentu nie dowiesz (bo tajne przez poufne). Powiedziec - tak, od razu - niekoniecznie. To jest wybor rodzicow, a nie nauczyciela.
Oczywiście kłamstwo prędzej czy później wyjdzie. To, że dziecko jest adoptowane tymbardziej może wyjść przy okazji różnych procedur medycznych. Ja bym się nie odważyła zataić takiego faktu przed dzieckiem.
A co do oklamywania pacjentów przez lekarzy, wpływ psychiki na zdrowienie jest ogromny, w wielu przypadkach informacja o tragicznym stanie zdrowia mogłaby usunąć ewentualną szansę na poprawę. Co nie zmienia faktu, że kłamstwo to kłamstwo
W tym momencie nie oznacza się grupy krwi przy porodzie, a przynajmniej nie jest to standard. Przynajmniej tak było jeszcze w zeszłym roku. Ja miałam grupę wpisana w książeczkę, ale to było dawno dawno temu;)
koles umiera nawet o tym nie wiedzac? to przeciez totalne oddarcie z godnosci. gdybym ja umieral to chcialbym o tym wiedziec. ot tak zeby wykorzystac ostatnie chwile zycia, pozapinac sprawy, przygotowac sie na odejscie z godnoscia, moze zrobic kilka glupot ktore odkladalem na starosc. wole wiedziec i zdychac niz zyc pod szklanym kloszem.
a co do adopcji, to po prostu stracilbym wszelkie zaufanie do rodzicow. skoro potrafia mnie oklamywac w tak fundamentalnej sprawie jak moje genetyczne dziedzictwo, to dlaczego mieliby mowic prawde kiedykolwiej indziej?
Co do adopcji, jeżeli się rodzice nie zainteresowali po co to do szkoły, to ich wina. A jeżeli się wytłumaczy dziecku, że rodzic to ten co wychowa i kocha całe życie, to taki argument w czasie kłótni staje się inwalida
Też miałam taką lekcję w liceum i bardzo mi się to spodobało. Zrobiłam wszystkim w rodzinie i tam właśnie uświadomiłam mamę, że dziadek nie jest jej tatą...
Niby nauczycielka i baba w poważnym wieku, a we łbie siano... Nawet jeśli się jakiś dzieciak dowiedział, że jest adoptowany albo jej/jego stary to listonosz lub sąsiad, to co z tego? Faktycznie, taka wpadka że aż na internecie musiała się pożalić, beka.
Rodzice od małego powinni powiedzieć dziecku, że jest adoptowane, a nie dopiero na 18 urodziny. To jest za późno, im później tym większy szok dla dziecka. Od początku powinnow iedzieć i w ten sposób można uniknąć wielu problemów...
Nie robili w c*ula. Są prawnymi rodzicami tego dziecka. A takie rzeczy mogą się zdążyć każdemu. Nie wszystko jest przemyślane pod aspektem wszystkiego i nie zawsze da się przewidzieć wszystkiego. Choćby patrząc na mycie łyżki. Niby każdy świadom konsekwencji powinien nie myć ją nieodpowiednią stroną do góry, a jednak stale ktoś się w ten sposób obchlapuje.
no w tym akurat przypadku, to akurat guz narobil takich szkod w mozgu, ze nie bylo mowy o zalatwianiu spraw czy korzystaniu z zycia (kurde musze sie dowiedziec, czy on jeszcze zyje).
stracilbys zaufanie, a kto inny moze nie. tu akurat ocena jest subiektywna. generalnie czy tak, czy srak chodzi o to, ze to rodzice sa od uswiadamiania, a nie przypadkowa biolozka.
@Pert przeciez pytanie o krew nie jest pytaniem o jakis cud. najpier odpowiesz, a potem dopiero zastanowisz na cholere to komu.
Każdy pracownik hospicjum powie Ci, że takie zatajanie przed nieuleczalnie chorym do niczego nie prowadzi. Ten, kto umiera, zawsze doskonale zdaje sobie z tego sprawę, tylko o tym nie mówi, z różnych powodów.
Co do nauczycielki, to uczy raczej młodsze klasy, a nie liceum, skoro mówi o nich "dzieci". Kobieta po prostu realizowała podstawę programową, takie zajęcia są akurat normalne. Nie jej wina, że - prawdopodobnie - kilkunastoletniemu dziecku rodzice nie powiedzieli jeszcze o adopcji.
Już dawno w szpitalach nie okłamuje się pacjentów co do ich stanu zdrowia.
i tutaj mamy wlasnie problem ze utrata zaufania. czy moge wierzyc klamcy kiedy twierdzi ze juz nie klamie?
Oczywiscie, ze nie. Paradoks klamcy zaklada sprzecznosc, zatem jest falszem. Niedawno ktis rozwiazal paradosk klamcy i inne antynomie.
ale paradoks klamcy to zupelnie co innego, dotyczy bardziej tego ze w wielu systemach (w tym w potocznym jezyku) nie mozna zdefiniowac pojecia prawdy wystarczajaco scisle zeby dzialala we wszystkich przypadkach. tak sie sklada ze najprostsza wykladnia tego jest: "to zdanie jest falszywe"i dlatego nazywa sie je paradoksem klamcy. przypomina to do zludzenia wielkie twierdzenie godla mowiace o tym ze w kazdym nietrywialnym systemie istnieja zdania (rownania, zaleznosci) ktorych prawdziwosci lub falszu nie mozna dowiesc w ramach tego systemu. lub mowiac kolokwialnie - udalo sie udowodnic, ze nie wszystko da sie udowodnic. wiec niezbyt widze jak ktos mialby rozwiazac paradoks klamcy... ale moze moja wiedza jest przestarzala, a jako ze jest to obszar moich zainteresowan, to poprosze jakies zrodlo, poczytam sobie.
Nie wierze, ze az dwojka dzieci okazala sie byc adoptowana. Albo dzieciaki zapomnialy zapytac i zmyslily napredce, albo zmyslila autorka tekstu. W Polsce zaadoptowanych jest tylko okolo 66 tysiecy sierot, a skutecznosc wykrycia dziecka adoptowanego przez krzyzowki grup krwi wynosi niecale 20%. Musialaby miec niezlego pecha.
Grupa krwi dziecka wpisywana do książeczki nie jest wyznacznikiem faktycznie posiadanej grupy krwi ponieważ jest pobierana z pępowiny i może być to grupa matki. Tak mi mówili lekarze.
Inna sprawa jest, że niedużo ludzi wie, jaką ma grupę krwi. Dajmy na to, ja nie wiem, moja mama dowiedziała się podczas porodu, siostra podczas pierwszego zabiegu, a ojciec nie zna. Przyszły partner też nie zna, a z jego rodziców to tylko mama.... Więc fejk.
nieduzo ludzi wie jaka grupe krwi ma, to prawda, ale jak ci z tego wynika ze yafud jest nieprawdziwy? zobacz, podobnie jak ty zastosuje bezmyslnie zasade indukcji - ja jestem bialy, moja mama jest biala, moj kuzyn jest bialy, moj ociec jest bialy. moja narzeczona jest biala, jej rodzice sa biali... wiec na swiecie nie ma murzynow.
Może tak naprawdę to jednak wcale nie chodziło o adopcję, a zdradę, a adopcja po prostu ładniej brzmi.
Jeśli dzieci nauczyłyby się rozwiązywać krzyżówki genetyczne, to przecież i tak mogłyby same sprawdzić z ciekawości swoje szanse na daną grupę krwi.
Lol i to jest prawdziwy YAFUD!
Najczęściej komentowane teksty | |
---|---|
Ostatnie 7 dni | |
Ostatnie 30 dni | |
Ogólnie |
O | 31.11.131.* | 23 Maja, 2017 23:03
Aaa nauczycielka pewnie jest mloda, pewnie zaczela dopiero prace, chciala uatrakcyjnic zajecia, tak zeby pokazac dzieciom ze biologia przydaje sie w zyciu itd. No i wyszedl klops. Watpie, zeby to byla jakas nauczycielka z wiekszym starzem, bo uczac biologii juz tyle lat, wpadlaby na ten pomysl wczesniej.